piątek, 1 stycznia 2021

Miasto po pandemii

Po zburzeniu miasta zostały bomby próżniowe zagrzebane w ziemi. Wybuchały niespodziewanie. Minęły dwa pokolenia. Mieszkańców karmiła litościwa ręka świata. Rząd światowy powiedział: dosyć.Na obrzeżach miasta rozbito białe namioty. Ludzie w białych ubraniach czekali na znak. Tak samo żołnierze w dużych samochodach, media i ważni panowie w autokarach wraz ze swoimi bogatymi towarzyszkami..

W mieście na pagórku stało łóżko. Leżał na nim stary człowiek. Nie miał nóg. Opowiadał dzieciom historię o wodospadzie. Wskakiwali do niego ludzie z osady, on nie zdołał dosięgnąć ręki ojca. Potem wszyscy musieli opuścić osadę. Dzieci oczarowane wyobrażały sobie zielone drzewa, niebieską wodę, czuły zapach świeżego powietrza, czuły na policzkach ciepłe promienie słońca. W mieście cuchnęły gruzy, niebo zasnuwała szara zasłona z dymów. Ciecz w butelkach, którą dostawali do picia, była brudna i nie miała smaku, jedzenie było obrzydliwe..

Pewnego dnia chłopcy odkopali kopuły. Były przejrzyste. Wewnątrz leżały na półkach pudełka. "To jedzenie", powiedział im starzec, którego uważali za ojca. Przynieśli całe naręcza, usiedli i jedli do syta. Częstowali się: "Weź, kolego". Powstała więź. Nie byli już czeredą, lecz grupą. Najwyższy chłopak stanął przed nimi: "Jestem waszym przywódcą" Inni stanęli obok niego dwuszeregu. . Narodziła się dyscyplina konieczna do wspólnych działań. Starzec powiedział im, że w ziemi są prochy ich rodziców i dziadków. To im daje prawo do tej ziemi.


Rozległ się straszny krzyk, to kobieta rodziła dziecko. Zaraz potem wydała ostatnie tchnienie. Dziewczynka zawiązała dziecku pępowinę i nakarmiła resztką mleka, mocząc szmatkę. "Trzeba je zanieść do ludzi", rozkazał przywódca. Poszli na obrzeża miasta, gdzie stały białe namioty, samochody, którymi mieli ich wywieźć i żołnierze. Wciąż nadjeżdżali dostojnicy, ludzie w mundurach ze złotymi paskami, telewizja i damulki. Ciekawość świata wciąż wzrastała.

"To dzicy!", krzyknął generał. "Są zarażeni", dodał lekarz w białym ubraniu." "Zlikwidować!". rozkazał generał. Żołnierze tup, tup podbiegli i uklękli z bronią gotową do strzału. "Baczność", rozkazał chłopiec. Koledzy wyrównali szereg. Dziewczynka odrzuciła od siebie opaskę, którą nosiła na oku. "Strzelać!", to bomba, krzyknął generał. Salwa! Ale opaska nie wybuchła. Dziewczyna podeszła i położyła dziecko na ziemi. Podeszły damulki z książeczkami czekowymi. Dziewczynka odsunęła je ręką. "Chcę się nauczyć czytać" Odeszły jak niepyszne. Niepełnosprawny pielęgniarz zajął się dzieckiem, wiedział, co robić. "Nie odjedziemy z wami!", powiedział chłopiec. "To nasza ziemia, są w niej prochy naszych przodków”.


Rozległo się wycie, powietrze zawirowało. Obracając się, sunęła bomba próżniowa. Minęła szeregi chłopców i stanęła nad samochodami, żołnierzami, na wprost białych namiotów. Syk, wizg, trzask! I już ich nie było. Bomba wyrwała wielką dziurę w ziemi. Wystrzeliła z niej fontanna wody, spłukiwała brud, kurz, piach, obmywała osmalone mury, robiła miejsce na nowy świat. Fala utworzyła wielką górę wody i spadała wodospadem. Uniosła łóżko ze starcem, ich ojcem. Widział przez zasłonę wody, że jest znowu chłopcem, spadał w wodospadzie, wyciągał rękę do ojca i tym razem ją dosięgnął. Nie stracił nóg.


Niepełnosprawny pielęgniarz dał dziewczynce gazetę i pokazał litery. Pomagał im we wszystkim.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz