Jak pisałam w poprzednim blogu, Proksowie ocalili Ziemię przed napadem Elgomajów. Zawładnęli Ziemią, podzielili ją na kwadraty. Nikt nie mógł się przedostać przez granice, nawet ptak czy owad, płonęły. Zapanował porządek, nowy porządek. Wszyscy byli bezpieczni, nikt nie był głodny. Oto dalszy ciąg historii opisanej przez Janusza A. Zajdla w powieści "Wyjście z cienia".
Zarządzano również nauką. Fizyka, chemia, technologia zostały zakazane. Nie było sensu zajmować się tymi kierunkami, skoro Proksowie wiedzieli więcej. Dogmatem była potęga intelektu i techniki proksyjskiej. Ale nikt tego nie sprawdzał. To oni kierowali ziemską cywilizacją, należało ich szanować i słuchać we własnym interesie. Zezwalali jedynie na rozwój rolnictwa i produkcję żywności. Rozbroili Ziemię, nie wydawano pieniędzy na zbrojenia i na zdobywanie wiedzy o Kosmosie, toteż można było wspaniale rozwijać rolnictwo. To był pewnik i o tym się nie dyskutowało.
Czyżby ciągnęli z tego jakieś korzyści? Na globie podzielonym na kwadraty był jeden specjalny, z którego regularnie odlatywały rakiety pełne najlepszych towarów, uznawanych za luksusowe tam, dokąd je dostarczano. W taki sposób Ziemia odwdzięczała się swoim dobroczyńcom. Czyżby raczej była przez nich wykorzystywana? Ale nikt o tym nie wiedział. Panowało przecież powszechne szczęście.
Nauka również nie mogła się rozwijać. Pewnych tematów się nie poruszało. Zakazanym tematem były mrówki, te owady oficjalnie nie istniały. Dlaczego Proksy tak się ich obawiały? To tajemnica, związana bezpośrednio z ich istnieniem. Nie mogę jej zdradzać, nie wyjawia się nazwiska zabójcy w filmie kryminalnym, trzeba przeczytać tę piękną książkę, choć istnienie mrówek nie ma nic wspólnego z aferą kryminalną, tylko pobyt Proksów. Nie wolno jednak o mrówkach mówić. Uczeni wykręcają się, jak tylko się da i plotą głupstwa. Umyślną brednią jest temat pracy doktorskiej: "Niemożność istnienia rzekomej rodziny Formicide w świetle badań modelowych".
Koledzy uczonego wiedzą, że to głupota, ale wszyscy są dzięki temu bezpieczni. Nie mogą jednakże prowadzić solidnych i uczciwych badań naukowych, nie otrzymują koniecznych przyrządów czy materiałów. Jednakże mimo wszystko uczeni zgromadzeni wokół ojca Tima, docenta Warnela, mimo zakazów i braku możliwości wykonali wiele badań i doszli do ważnych wniosków. Dowiedzieli się, jakie parametry mają kapsy, ile ważą oraz jak się odżywiają. Tych wszystkich badań dokonali nie dotykając żadnego kapsa. Stosowali fascynujące i pomysłowe metody.
Jak zauważyłam w poprzednim blogu, w drugiej jakby części powieści bohaterowie są bardziej ruchliwi: wyjeżdżają do lasu, do krewnych, jako że docent Warnel dostał żeton na tę wyprawę, o co się ubiegał. Przejazd przez granice kwadratów, bo państwa przecież nie istniały, był prawdziwym horrorem. Policja rewidowała bagaże, zabierała to,co uważała za niebezpieczne, interesowała się notatkami i listami, czytała je i rekwirowała. Kapsy im towarzyszyły. Swoimi chwytakami wyciągali z walizek to, co ich interesowało, a więc wartościowe urządzenia i, co dziwne, miód. Tim zauważył kapsa idącego wzdłuż peronu, chwiał się niebezpiecznie, groziło mu, że wpadnie pod pociąg i zostanie zmiażdżony. Lecz to było niemożliwe, kolejarz opowiedział, jak zatrzymano pociąg, który stał wiele godzin... póki kaps nie wytrzeźwiał Trujące dla ludzi grzyby były dla nich jak narkotyk, zajadali się nimi, wyciągnąwszy zbieraczom z koszyka.
Tim Warnel i jego ojciec dotarli wreszcie do domu swoich krewnych, mieszkających w lesie. Chłopiec spotkał się z braćmi stryjecznymi. I było tak jak kiedyś: pili świeże mleko i spali na sianie. Odwiedzili dziadka niemal stuletniego. Trudno im było uwierzyć w jego opowieść: przed zawłaszczeniem Ziemi przez Proksów można było prowadzić rozmowy telefoniczne pomiędzy państwami, na granicy nie przetrząsano bagażu i latały machiny ze skrzydłami, o których chłopcy nigdy nie słyszeli. A jak naprawdę wyglądała odsiecz proksyjska? Była jednym wielkim blefem. Nikt na Ziemię nie napadł, co później odkryli uczeni zorganizowani wokół docenta Warnela. Proksowie zamarkowali atak rakietowy, by Ziemia wyczerpała potencjał obronny. I jako rzekomi sprzymierzeńcy przybyli bronić Ziemi przed nieistniejącym przeciwnikiem.
Okazało się, że Proksowie przybyli na Trzecią Planetę z misją handlową , jak stwierdzili ich zwierzchnicy, ale dopuszczali się gigantycznej mistyfikacji, zostali więc odwołani. Nie mogli jednak całkowicie wyrzec się luksusów, które rakiety transportowały z Ziemi. A co nastąpiło na naszym globie? Chyba się domyślacie.