czwartek, 29 grudnia 2016

Na łyżwach w dół po lodzie

Zauważyłam dzisiaj, że moja ulubiona czarna kotka ma jeden siwy wąsik po prawej stronie pyszczka. Zawsze uważałam, że jest małolatą.  

Jak dziś pamiętam, jak ją zdobyłam. Słyszałam przez okno, że jakiś mały kotek płacze z głodu i krzyczy z przestrachu i samotności. Była tam budowa, właściwie przebudowa starego szpitala 

dermatologicznego, zamkniętego i popadającego w ruinę. Otaczał go piękny sad, który został wycięty, drzewa wyrąbano. Pisałam o tym w swojej książce "Tajemnice Emilki". Dziewczynka znalazła przed płotem cztery małe kotki w pudełku. 

Historia się powtórzyła. Słyszałam płacz kotka, dobiegający spod pryzmy cegieł. Wołała tak trzy dni, nie mogłam się do niej dostać. Wreszcie, jakimś cudem przedostałam się po murku, musiałam jeszcze zejść z pagórka. Kotek siedział pod stosem cegieł, ułożonych na drewnianej palecie. Słyszałam, jak się porusza. Wsunęłam ramię tak głęboko, jak tylko mogłam. Palce ręki nie dotknęły nawet futerka, kotek się odsunął i schował głębiej, to była duża paleta. Nie mogłam go dosięgnąć z żadnej ze stron. Postanowiłam poszukać pomocy.
Już następnego dnia zastukała sąsiadka, trzymając kotka w ramionach.
- Dziewczynka - powiedziała.
Wzięłam ją i podziękowałam. Postawiłam obok miseczki z jedzeniem. Była taka głodna, że weszła do miseczki aż po kolana. 



Wydawało mi się, że to wydarzyło się niedawno. Ale skończono budowę, otwarto w niej instytucję, zaczęła działać. Na miejscu sadu zrobiono parking. Potem zbudowano jeszcze jakiś parterowy dom. Teren otoczono metalowym parkanem.
Moja kotka była wciąż małą dziewczynką o zielonych oczach i czerwonym języczku. 

Mój znajomy, który miał sto lat i wciąż wspominał swoją służbę w Armii Andersa, mówił, że kiedyś rok trwał długo, a teraz kiedy ma przed sobą już niewiele czasu, lata mijają jak sekundy. Trudno mi było uwierzyć w to, co mówi. 

Widząc dzisiaj jeden siwy wąsik na pyszczku kotki, zaczęłam sobie przypominać dawnych znajomych. Moja koleżanka z pracy, gdzie ona jest? Ile ma lat, była ode mnie starsza, czy jeszcze żyje? Jak tu się dowiedzieć, co się z nią stało, rozstałyśmy się w czasach przedkomórkowych. 

Uświadomiłam sobie, że wiele osób poznikało z mojego otoczenia. Tu nieopodal mieszkała rodzina, na piętrze matka z synkiem. Nie widzę ich. Gdzie są ci wszyscy ludzie, gdzie odeszli. Dzieje się to w bardzo tajemniczy sposób, wręcz niezauważalnie. Wychodzę z budynku, mówię do widzenia, zamykam drzwi za sobą, licząc na to, że wrócę, że się spotkamy, a tymczasem wyrosły budowle, w ogóle nie ma tamtej ulicy, jest tak, jak mówił mój stuletni znajomy: lata są jak sekundy. Nie zamykajcie za sobą drzwi. Czuję, jak zjeżdżam na łyżwach po oblodzonym stoku, nie mogąc się zatrzymać ani za co chwycić.

środa, 21 grudnia 2016

Koncert na słowa



Obok śmietnika leżał dwutomowy słownik języka polskiego, oprawiony elegancko w szare płótno. Podniósł go złomiarz, otarł delikatnie i zaczął przewracać kartki, jakby miał w ręku modlitewnik. Pamiętam, że stałam kiedyś w kolejce, by taki słownik zakupić, kosztował dużo, i byłam bardzo dumna z posiadania tego dzieła.

Strażnik w mundurze wyciąga rękę z budki, sięgając po paszport. Przybija pieczątkę, buch. Wolny wjazd. Zwoje kolczastych drutów lśnią w słońcu. Pyski armat, trzej pogranicznicy z bronią idą wzdłuż zaoranego pasa ziemi. Tak wyglądają granice pomiędzy krajami. 

Młody król obejmuje panowanie, spiskowiec zasztyletował prezydenta, wygrana bitwa - to granice pomiędzy epokami w historii. Czy tak jest istotnie?

Czyżby naszą rzeczywistość tworzyły słowa? Czy są cegłami, z których się tworzy budowlę, w której mieszkamy? Pierwsze z nich to portal, port, z którego wyruszamy na inne morze, brama, przez którą przechodzimy do obcego miasta. Właściwie wszyscy już przeszliśmy przez tę bramę, oglądając się ze zdziwieniem na pozostałych po tamtej stronie. Nie odzywamy się do nich, gdyż i tak nas nie zrozumieją. 

Mówimy im: napisz na klawiaturze, oni wyciągają wieczne pióro. Próbują pisać na kartce, nie ma jednak atramentu. Wzruszamy ramionami, co to jest kałamarz? Wysyłamy smsa, dociera do satelity, lecz nie do nich.
Proponujemy, że uruchomimy panel, więc oni zasiadają na krzesłach wokół stołu konferencyjnego, czekając na podanie tematu, wszak ma odbyć się dyskusja. Czy są jakieś inne opcje. może napiszesz cefałkę? Wetknij pendrive'a do portu. Podpowiadamy, że to gniazdko. gniazdo. Rozumieją to, gdyż ma całą rodzinę: zagnieżdżać się, gniazdować, gdyż to stare polskie słowa. Najpierw służyły nazywaniu przyrody, w miarę wytwarzania przedmiotów, wchłaniały inne. Obce słowa są samotne i musimy się ich nauczyć, zobaczyć rzecz, by je zrozumieć, żadna siostra-słowo nie podpowie nam znaczenia. Często nas mylą. Na przykład wszędobylskie słowo kwota. Tamci za bramą wyciągają banknoty, gdyż ono oznaczało sumę pieniędzy. My wiemy, że są kwoty uchodźców i kwoty mleczne, po prostu liczba, ilość. 

Jaki więc jest współczesny język? Wspieram się autorytetem, a jest nim Bartek Chaciński. Jego autorstwa jest Wypasiony słownik najmłodszej polszczyzny (2003), Wyczesany słownik najmłodszej polszczyzny (2005) i Totalny słownik najmłodszej polszczyzny (2007).

W "mówionym języku pisanym" w sieci ciekawym zjawiskiem są hashtagi, jest dużo skrótowców. Polszczyznę od dawna zmieniają wulgaryzmy w pozytywnych kontekstach (słowo "zajebiście"), ale podążamy też za tendencjami światowymi i używamy coraz częściej języka obrazkowego (emoji) - anglicyzmy i skróty oczywiście ciągle w modzie. 

Słowa mają również status społeczny jak zauważył nasz Kaszuba Stanisław Janke. Celebrytka mieszka z przyjacielem, sprzątaczka z konkubentem. Wulgarne słowa uzyskały nobilitację, używają ich dziennikarze, artyści, ludzie władzy. Wszyscy czują się rozgniewani, wkurzeni na to, co widzą w realu.
Arystokracja angielska uważa, że o jej statusie świadczy czystość języka, prawidłowa składnia i wymowa. Miałam kiedyś okazję być w pałacu i słuchać, jak mówi lord. Był to koncert na słowa. Nie określę: zarąbisty za cenę przynależności do was. Powiem: bardzo piękny. Atakujcie.

piątek, 16 grudnia 2016

Wielka miłość


Kocham pieniądze. Lubię dotykać banknotów palcami, czując w opuszkach delikatne łaskotanie, jakby jedwabnej sukni, którą mogłabym za nie kupić. 


Przyjemnie jest, gdy mam trochę banknotów w biurku. Trzymam je w kopercie z banku, często ją rozchylam, żeby zajrzeć. Ha, tu jesteście! Ile was? Kiedy wyciągam szufladę, od razu macam, gdzie leży stary portfel. O, tu, na miejscu. A w nim, równo poukładane, nominałem do mnie. Przyglądam się, uśmiecham i odkładam na miejsce. Kiedy każdego ranka włączam komputer, najpierw sprawdzam konta bankowe. Czuję się pewna i zadowolona, dają mi siłę na resztę dnia.
Plastykowe karty już nie sprawiają mi tyle radości, gdyż wciąż z nich ubywa, służą bowiem do płacenia, cieszę się jednak, że dotykam terminala i pyk, już piękne rzeczy są moją własnością.
Dlaczego tak je cenię i lubię? Wychowały tak mnie współczesne książki, mówiące o dobrym samopoczuciu, czy blogi, choćby słynny jakoszczedzacpieniadze.pl - same mądre rady. Korzystam z nich i dumam, jak zwiększyć liczbę banknotów w starym portfelu, w kopercie, acha, pominęłam was, przepraszam - jeszcze waluta wymienialna, która daje mi uczucie ciepła, wszak banknoty okrążyły świat, może nawet kilka razy, ileż nagromadziły energii, teraz mi ją oddają.
Kiedyś miałam przeciwne opinie o pieniądzach. Mówiono, że są złem, wynalazkiem ciemnych mocy. Starałam się więc pozbywać się ich jak najszybciej. Kiedy płaciłam, rzucałam je na ladę, nie patrząc, odbierałam resztę, nie licząc, by nie brudzić rąk i wzroku.

Dążenie do pieniędzy uważano wówczas za cechę godną pogardy, Przynależała do niskich sfer. Nazywano ich dorobkiewiczami, sklepikarzami, oskarżając o zachłanność, co naganne. To oni przedkładali pieniądze ponad zasady moralne, to oni lekceważyli etykę, gardzili szlachetnością.
Należałam do drugiej, wyższej w moim mniemaniu klasy. "Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach". Należało nimi pogardzać, traktować je z góry, dbając o własną szlachetność, która się w tej postawie wyrażała. Zapłata za pracę. Nieważne, zrobię to z porywu serca, dla przyjemności, mając czyste intencje.

Jakoś tak było, że pieniądze szybko odchodziły i jeszcze szybciej przychodziły. Pstryk i mam.
Potem czasy się zmieniły, o pieniądzach zaczęto mówić w barwnych słowach, należało je posiadać, zabiegać o nie, zarabiać, co stało się cechą wartościową. Szlachetni, przedkładający zasady moralne i bezinteresowność stworzyli wolontariat. Satysfakcją ich jest poczucie własnej wartości i wyższości. Otwieram szufladę: portfel na swoim miejscu. I każdy ma, co go wycenia. A pan/ pani na ile?

piątek, 9 grudnia 2016

Całe życie w kołysce. Historia magiczna



101 wystrzałów z armat na cześć urodzin syna Napoleona. Kanonierzy w pędzie czyszczą lufy. Ile godzin mogła trwać kanonada? Co dwie minuty wystrzał, to i tak prawie cztery godziny. Paryżanie zatykali uszy rękami. Trzęsły się szyby w oknach, psy uciekały w paryskie zaułki. 


I znowu zacznę od biblioteki przy Mariackiej, gdzie na półkach książki gdańskich pisarzy, a na stoliku egzemplarze do wzięcia. Mówiłam Zbyszkowi Walczakowi, kierownikowi filii, że czytuję książki o Napoleonie. "Odłożyliśmy dla pani o nim książki. Proszę nie zapomnieć" - powiedział.
Jedyny legalny syn cesarza pchnął kamienie, na historię sypnęła się lawina niesamowitych wydarzeń. Przypadki?
Mianowano go cesarzem trzy razy. Nigdy nie rządził. Miał zasiąść na tronie tak wysokim, by oparł nogi na Europie. Ale nie chciał przyjść na świat. Cesarz dumał ponuro, ukryty za firanką salonu przyległego do sypialni żony w połogu. Lekarze stali bezradni. Cesarz kazał ratować matkę. Tłum gęstniał pod pałacem. Trwało, nadchodził świt, miało wzejść słońce, nienarodzony syn się wahał, oglądając sceny swego życia.
Matka odwróciła głowę, cesarz wszedł do sypialni, nawet nie spojrzał. Nastał 20 marca 1811 roku Paryż. Wciąż nie oddychał, jego dusza spoglądała z góry na dużego noworodka, ważącego ponad 4 kg. Czy ześliznąć się po tęczy, czy odwrócić się i zsunąć po tamtej stronie. Przesunął nogi na tę stronę i zaczął powoli zjeżdżać po zielonym kolorze. Piastunka go uniosła, zaczęła rozcierać ciało, wlała do ust kilka kropel wódki, wrzasnął z całej siły. "Żyje!" cesarz pochwycił go w ramiona.  
Nadano mu cztery imiona: Napoleon, Franciszek, Józef, Karol i tytuł Król Rzymu. Paryż ofiarował kołyskę. Wyrzeźbiono ją w masie perłowej, wnętrze wyłożono czerwonym aksamitem. U wierzchołka rzeźba symbolizowała Sławę, u stóp Orlę rozwijało. Piastunka kładzie Króla Rzymu na poduszki, wypchane łabędzim puchem. Do katedry Notre Dame orszak formowano już o piątej rano, a w nim pierwszy regiment szwoleżerów polskich, wśród nich Zygmunt Krasiński, Poniatowski. Udali się, by złożyć dziękczynienie Bogu. Coś mi to przypomina, wtedy była to powszechna praktyka.
Dzień chrztu to zabawa dla ludu. Tak i teraz. Iluminowane fontanny, rozhasane zabawy w Lasku Bulońskim, feta w parku Saint-Cloud, dwanaście bufetów, obleganych przez lud paryski, rozdano sześćset pasztecików, osiemset kiełbasek, sześćset wołowych ozorów, sześćset kurcząt, czterysta baranich udźców, siedemdziesiąt beczek wina.
Wielki cesarz oszalał z miłości dla dziecka o złotych lokach, wciąż tulił syna, całował i trzymał na kolanach, popatrywał na niego, gdy spał obok na kanapie w gabinecie, gdzie kreślił plany wielkich podbojów. Wyruszył do Rosji. Przed bitwą pod Borodino przywieziono mu portret syna. Z dumą go wystawił, by podziwiała armia. Poprzez zawieję wracał saniami, przegrany,  za nim padali w śnieg wyczerpani żołnierze. Przegrane wojny zagnały Napoleona na Elbę. Nie uznał przegranej, to tylko kolejna bitwa, tak sądził. Silny charakter został pogwałcony, wielkie plany pokruszone. Domagały się dokończenia, pokazania światu, by zrozumiał, wyciągnął wnioski. Wywarł wpływ i działał poprzez innych.
Cesarzowa wraz z synem opuściła Paryż. Skończyło się baśniowe dzieciństwo, nigdy więcej nie zobaczył ojca, choć wciąż o niego pytał. Rósł w pałacu, nadanym mu przez dziadka, Franciszka II, Austriaka, który przyłączył się do koalicji przeciwko Napoleonowi. Jakże nienawidził cesarza Francuzów. Odgrywał się na dziecku. Pod drzwiami zawsze stał lokaj z uchem przy szparze. Nie wolno mu było wspominać ojca. A ten abdykował, przekazując synowi tytuł cesarza, a potem po Stu Dniach uczynił to ponownie.
Franciszek II skasował pierwsze imię swego wnuka 22 lipca roku 1818, by wyrugować z pamięci syna integrowanie się z wielkim Napoleonem. Chciał, aby po jego pałacu snuł się po prostu książę Franz, Herzog von Reichstadt. Kiedy skończył 15 lat zezwolono mu zapoznać się z dziejami Wielkiej Rewolucji Francuskiej, a Marmont, uważany za zdrajcę, który zadał ostatni cios cesarzowi, poddając armię, opowiadał mu historię wielkiego Napoleona. Jego syn mieszkał w pięknym pałacu, spał na poduszkach wysłanych łabędzim puchem. Słuchał, co mu każe ojciec. Nie podbijał świata, nie sięgał po trony, nie zmieniał polityki, układów, systemów, nie nadawał konstytucji. Zmienił historię.
Franz chorował na gruźlicę krtani. Gardło jest ośrodkiem mowy, wypowiadania słów, własnej ekspresji. Musiał milczeć od trzeciego roku życia, gdy zabrano mu imię. Nigdy nie wolno mu było wypowiedzieć słów, które drżały zagniewane w gardle, nie mógł krzyknąć: "Ja, Napoleon II, syn wielkiego cesarza". Ból i gniew gromadziły się gardle, rozkładały kości i chrząstki, gnijące słowa zatykały. Zmarł 22 lipca 1832 roku, dokładnie co do dnia w rocznicę zabrania imienia Napoleon. Zbieżność dat, przypadek? Zmarł w tym samym pokoju, który zajmował jego ojciec po bitwie pod Austerlitz. Znowu przypadek.
Policja cesarza Franciszka II niszczyła wszystko, co mogło pokazać wielkość Napoleona II, milczącego Franza. Pewien angielski handlarz antykami podobno widział jego list pożegnalny do urodzonego w roku 1832 arcyksięcia Maksymiliana, późniejszego cesarza Meksyku. Oglądałam często w albumie obraz "Rozstrzelanie cesarza Maksymiliana", co mi zapadło w pamięć i pewnie dlatego interesuje mnie ten temat.
Już trzeci z wielu przypadków lub równoległe działanie. Napoleon chciał dokończyć dzieła, jego potomek udał się do Ameryki, kiedyś wysłano polski regiment na San Domingo. Oto wyraźna podpowiedź, to był błąd, zobaczcie! List ów mówi, że Napoleon II był również ojcem Franciszka Józefa, urodzonego 18 sierpnia z romansu z księżniczką Zofią z Wittelsbachów. Istnieje obraz: Napoleon II trzyma Franciszka Józefa na kolanach. Takich obrazów nie malowano bez powodu, to podpowiedź.
I kolejny fakt łączący osoby, wydarzenia. Franciszek Józef został cesarzem Austrii 2 grudnia 1848 roku w rocznicę koronacji cesarskiej Napoleona I. Dwór, urzędnicy i prawnicy starannie dobierali daty. Przypadek? Tak nauczono nas postrzegać.
Panował długo, bez wojen, przebudował Wiedeń, czyniąc z niego piękną stolicę. I kolejne znaczące wydarzenie. Z okazji pięćdziesięciolecia panowania 2 grudnia 1898 roku otrzymał dziesięć milionów pocztówek od poddanych. Armia starych wiarusów meldowała się wnukowi cesarza.
Niespokojny duch Napoleona uznał wreszcie, że trzeba dokończyć przebudowy Europy. Wybuchła I wojna światowa. Franciszek Józef powołał samodzielne państwo polskie 5 listopada 1916, pod patronatem Niemiec i Austro-Węgier. Wielki Napoleon nie zadbał o to.
Krzywda, jaką uczyniono Napoleonowi II domagała się kary. Demon burzenia pochodził z Austrii. W roku 1940 Hitler, też Austriak jak Franciszek II, kazał przenieść zwłoki Napoleona II do Paryża do Kościoła Inwalidów, traktując ten czyn jako dar narodu niemieckiego. To poprzez niego dokończył dzieła Austriak, Franciszek II, dziadek Napoleona II, czyli Franza. Napoleon I i Napoleon II przekonywali go, opierał się, przez sto lat.
Czy to już ostatni czyn w łańcuchu wydarzeń, które dojrzewają po tamtej stronie? Kiedy znowu przyjdzie czas na destruktorów, którzy z nożem w sercu przybędą, by wymierzyć sobie karę? Dziś właśnie na wp.pl post o pani Walewskiej, czyżby delikatny palec trącał mnie w ramię? Przypadek?

piątek, 2 grudnia 2016

Filmy Euroshorts. Sceny w mózgu

W bibliotece przy ul. Mariackiej w Gdańsku wielkie okna sięgają niemal od podłogi do sufitu. Naprzeciwko w kamienicy takie same okna rzucają prostokąty świateł na sufit. W takiej baśniowej atmosferze oglądamy filmy festiwalu Euroshorts, zorganizowanym przez Fundację Młodego Kina. 


Na drzwiach plakat, zaprojektowany przez Piotra Dudka, przedstawiający kręcące się koło do taśmy filmowej, z którego wybuchają płomienie. Projektor jednak nie zaczyna terkotać, jak to bywało w starym kinie, kierownik biblioteki Zbyszek Walczak dzwoni tradycyjnie ręcznym dzwonkiem pana woźnego i włącza komputer. 

O Grand Prix Prezydenta Miasta Gdańska Pawła Adamowicza konkuruje 112 filmów z 284 krajów. Mamy szanse je oglądać od 28 listopada do 4 grudnia 2016 w Nadbałtyckim Centrum Kultury, w Bibliotece pod Żółwiem, w Filii Gdańskiej czy w Narodowym Muzeum Morskim.

Jakie sceny utkwiły w mojej pamięci? Piewsza: zielony pokój, na środku siedzi na stołku malarz przed sztalugami, przed nim stoliczek z misą pełną jabłek, na podłodze pies. Wszystko znika, pusty pokój. Dokumentalny film "Artysta" Marcina Biegańskiego opowiada o żałosnej kondycji sztuki i malarzy w naszych czasach. Z filmów fabularnych zapisał się w pamięci "Głód" Grzegorza Paprzyckiego, z powodu ciekawego zakończenia, niosącego nadzieję.

Pamiętam również wszystkie sceny z filmu "Mistrz" Mansa Berthasa i surową szwedzką przyrodę, wielkie drzewa na tle nieba.

Rozmawiałam z jurorem z Afganistanu, Amanullah Amirzal uśmiecha się, już od tygodnia podziwia Gdańsk, Na pytanie o Kabul, krzywi usta: "Dangerous". Dyrektor festiwalu Przemek Młyńczyk robi zdjęcie. Obiecuje przysłać, hm. W niedzielę rozdanie nagród. Powiem, kto wygrał i czy zapisały się w pamięci ważne sceny, gdy mnie zaproszą. 

Projekcja w bibliotece przy Mariackiej zakończyła się po polsku, odśpiewaliśmy "Sto lat" dla solenizantki z Rosji. Nagle, wszyscy wstali i wyszli. Pusto, tylko wielkie okna na przestrzał. Jak w filmie. 

Fot. Przemek Młyńczyk i Amanullah Amirzal