niedziela, 29 maja 2022

A nam gra muzyka

 

Co zrobić, gdy obetną fundusze unijne, gdzie szukać pracy? Doktorek i niejaki Picol musieli założyć firmę. Znając głupotę klientów, którym można wcisnąć wszystko, byle było dobrze opakowane, a najlepiej w naukową terminologię, zaryzykowali, wzięli kredyt. Firma nazywała się Renoma. Mieściła się na brudnym strychu i była jedynie wytworem WR. 

Picol miał właśnie przyjąć pierwszego klienta, pana Zwyczajny i wmówić mu, że mają wszystko, cierpią więc na Zespół Nieprzystosowania Społecznego. 
Dla dodania odwagi Picol bębnął sobie w blat palcami. Bębi, bębi, raz czy ze dwa razy.  Przypomniało mu się wtedy. Gładko rozpoczyna mówkę, której się był wyuczył z instrukcji doktorka.
A to leciało tak:

„ZNS chorobą jest cywilizacji. Powstaje i się rozwija z nadmiaru luksusu. Etiologia jej jest urbanistyczna. Wysoko wyspecjalizowane społeczeństwa wytwarzają ją w sposób nieodzowny. Jedynie specjalistyczna, renomowana firma może tu odnieść sukces”- sypnął magicznymi słowami. – Co dalej, zapomniał. Taki był po pięcioklasówce, przyciętniak. Na szczęście, usłyszał wyznanie.
Zerol, mój syn jedyny – szepnął klient z bólem. 
Picol przypomniał sobie wtedy, co doktorek wbijał mu do łba: „To nie chłopak jest chory, rodzina ma syfa, a system ma raka”. A na czym polega terapia? „W ich schematycznym życiu każdy drobiazg poza schematem powoduje chaos. Zdruzgotani zmianą, zrobią wszystko, by ich życie stało się na powrót obrzydliwe i straszne, jak było. Zapłacą za to każdą sumę”.
O nie, Zerol nie mógł o sobie powiedzieć, że jest nieszczęśliwy, ale też nie był szczęśliwy. Brakowało mu czegoś. A przecież dostał te wszystkie przedmioty, które zatykały mile czas. I chociaż kupiono mu gadżety pokazujące, kim się jest, nie potrafił określić swego miejsca w świecie. Nie, absolutnie nie umiał powiedzieć, co mu jest. A było mu, było mu, źle, źle, źle! Czuł się spętany! A przecież wolno mu było robić wszystko, co zechce! Na przykład, włączyć grę. No to sobie pogra. 
Musi siedzieć i się gapić w monitor. Zerwał się od kompa. Wyszarpnął klucze, rzucił je o ścianę.
I wtedy usłyszał chrząknięcie. To multikomp, który go wychował, wyraził swą naganę. „No tak, zaraz się zacznie ględzenie!” Będzie musiał wysłuchać tego całego gle, gle, gle na temat stosowania się do zasad. Tego nie wolno, tamto zakazane, a to nie wypada. I nagle skoczył do drzwi! Potem w dół, do lochów, dokąd belfer zakazał chodzić. Tyle razy wbijał mu do głowy wiadomość o istnieniu tego miejsca, że Zerol nareszcie ją zapamiętał. Czuje dreszcz wynikający z nieposłuszeństwa! Rozkosznie! Wszystko zakazane. On to przecież robi! I oto jest w lochach. Rozgląda się oszołomiony, idąc powoli wzdłuż stoisk. Od dołu aż po górny brzeg stały na półkach kolorowe czasopisma, drukowane na prawdziwym szmacianym papierusie. Nieśmiało podszedł i zachwyconym wzrokiem chłonął obrazki na okładkach. A jakie sceny mogły być wewnątrz czasopism!? Bardzo by chciał je obejrzeć, ale nie miał odwagi wyciągnąć ręki, aby zdjąć pornole z półki.
Sprzedawczyni spojrzała z góry na chłopaka: niczym się nie odróżnia od tysięcy innych w tym wieku, a myśli, że jest jedyny. A może takie zero jeszcze sobie wyobraża, że ma ZNS?


     Spojrzała jeszcze raz na sumę należności za czasopisma. Jasne jest, że nie stać ich na spłatę. Windykacja długu będzie się ciągnęła. Odłożyła pad rachunkowy, przyklękła i zaczęła zbierać czasopisma. Wygładzała okładki, układając egzemplarze na gromadkę.

-         Nie zabieraj ich!

-         Anuluję sprzedaż, a ty zapomnisz o wniesieniu skargi.

     Zerol pochwycił obie ręce dziewczyny i pociągnął ją w dół, aż usiadła obok na podłodze.

-        Wyjdę stąd i nie było sprawy – powiedziała, ale nawet nie usiłowała wyszarpnąć dłoni z rąk Zerola

     Spojrzała mu w oczy. Musi się przekonać czy jest dewiantem, czy niewiniątkiem? Pracując w sex shopie, stykała się z mężczyznami o różnych upodobaniach, toteż zyskała dużą wprawę w klasyfikowaniu upodobań. 

     Zerol wysunął głowę do przodu. Usta ułożył w uuuu. Oczy zamknął. Usta dziewczyny się przybliżały, Zerol jednak otworzył oczy. Spojrzał na okładkę.

-         Zamieńmy się miejscami – zaproponował dziewczynie.

     Tłumiąc chichot, wstała i usiadła na miejscu Zerola. Ale chłopak się podniósł i również zmienił miejsce.

-         Czy teraz jest dobrze? - zapytała, znowu tłumiąc śmiech.

     Zerol odwrócił okładkę i przewertował kilka kartek.

- Czy możemy to wypróbować?

     Para na zdjęciu pięknie się prezentowała. Była ustawiona przez reżysera do kamery tak, by seks estetycznie się prezentował. W takiej sytuacji nikt jednakże nie przybierał tej pozy. Zerol nie miał o tym pojęcia, toteż się ustawiał, odkręcał głowę w bok i usiłował się uśmiechać.

-         To jest niewykonalne – zdecydował.

     Dziewczyna szybko poskładała czasopisma i odłożyła je dalej, by nie zostały stratowane.

-         Nie chcesz ich, prawda?

-         Nie potrafię robić tak, jak chłopcy na zdjęciu.

-         O, dlaczego chcesz robić tak samo?

-         Chciałbym być taki jak inni chłopacy.

-         A nie jesteś?

-         Mam ZNS – powiedział ze smutkiem.

-         Taak! - ucieszyła się dziewczyna. - Pokaż, jakie są twoje oryginalne odruchy.

-         Nie będziesz na mnie psykać pss i wytykać palcami?

-         Dlaczego miałabym cię zawstydzać?

-         Bo jestem inny niż wszyscy.

-         Och, ja też!

-         Jest mi z tym źle.

-         Mnie również.

-         Chciałbym lepiej się poczuć.

-         Poczujesz się. O, na sto procent.

Czy było ich stać na wszystko? Czy byli nieprzystosowani społecznie? Odpowie ci firma Renoma. 


 

 

-       

 

niedziela, 22 maja 2022

Martwcie się, cymbały

 Tytuł opowiadania jest dłuższy, ale te słowa oddają sens całego tekstu, a właściwie treść życia rodziny Zwyczajnych. Nazwisko coś nam mówi. Czyżby chodziło o nas? Niemożliwe, przecież my jesteśmy niezwyczajni, oryginalni i niepowtarzalni. 

A cóż takiego robi robi rodzina Zwyczajnych, co jest treścią ich życia? 

"Zwyczajny jest tylko jednym z milionów, którzy zostawiali swe eurocentówki w obermarketach. (…) Zadowalał się ha, ha, zwyczajnym luksusem, jak mawiał. Największym powodem do dumy był poziom, jaki według własnej opinii, reprezentowali. Marketowy, powiesz, a jaki jest twój?

Najcenniejszym przekonaniem była konieczność nabywania następnych gadżetów. Były równie marne, jak wszystko, za co tyle płacili. Zwyczajni musieli je przecież kupować. Nawykli do wmawiania sobie potrzeb. Bo Zwyczajni oczywiście mieli wszystko. I to właśnie wbijało ich w dumę."  (…) "I na tę właśnie odrobinę luksusu, która bynajmniej nie była podarowana, harowali całe życie."

Tego dnia ich życie  omal nie zostało zniszczone. Zwyczajny powrócił do domu po nieudanej próbie ratowania swego syna, Zerola. Chłopak wykazywał groźne cechy, które nie pasowały do cech rodziny, a to było niebezpieczne. "Pan Zwyczajny zauważył zaszokowany, że z kredensu wyrzucono wszystkie reklamówki znanych firm. Pani Zwyczajny skrzętnie je kolekcjonowała, by dowodziły możliwości rodziny. A teraz jej wspaniały zbiór został niedbale porozrzucany po podłodze." (…). W kuchni panował bałagan. 

"Jego ręka nagle znieruchomiała. Niemal bowiem potrącił stojące na podłodze kieliszki. W każdym z nich coś na dnie pozostało. Pan Zwyczajny uniósł kieliszek i jego nozdrza załopotały od wciąganej woni. Odchylił głowę do tyłu i wypił resztkę. Państwo Zwyczajny, choć posiadali kieliszki, i to w dużej ilości, nic do nich nie wlewali. Nie pijało się tu alkoholu ze względu na jego wysoką cenę. Pan Zwyczajny ujął następny kieliszek i uniósł go do organu powonienia i radości i wysączył resztkę wódki. W życiu pana Zwyczajny jeszcze się nie zdarzyła tak piękna chwila. „Zaszaleję!” – postanowił." (…)


  

"Kiedy skończył, spojrzał przez dno kieliszka. Od razu zobaczył swoje marzenie. Co więcej! Stało się namacalne.

-         Muszę ci podziękować! - szepnęła laleczka, rzucając mu się w ramiona.

-         Za co?

-         Jesteś taki odważny! – Brzuchem przyparła go do kredensu.

-         Ja?

-         Zaimponowałeś mi.

-         Czym?

-         Bez namysłu stanąłeś w obronie kobiety. Przecież ten mężczyzna to były bokser, który zabił na ringu człowieka.

-         Za - zabił? "

(…)

     "Pan Zwyczajny poczuł, że kolejny kieliszek mocnego alkoholu jeszcze bardziej podniesie go na duchu. Nalał sobie i szybko wychylił, a wtedy blondyna wycisnęła na jego wargach mokrą pieczęć swych ust. Macając ręką poza jej plecami, odstawił kieliszek na kredens.

-         Oszałamiasz mnie – szeptała.

Te słowa obudziły bestię, która zawsze w nim drzemała.

-         O, tego się nie spodziewałam – zastrzegła Żabcia, bo ona to była.

            Puszczania się za darmo nie włączała do swoich obowiązków służbowych."

Kiedy do drzwi zadzwoniła pani Zwyczajny, w przerażonych oczach pana Zwyczajny pojawiła się prawda o wyglądzie laleczki, która okazała się niechlujną blondynką. Pani Zwyczajny miała w torbie z obermarketu czerwony sweterek i zaciskała w dłoni karteczkę z numerem telefonu. Jej dzień również był niezwyczajny.

Opowiadanie należy do zbioru pt. "Plan". Moje książki publikuje w postaci audio i ebooków wydawnictwo Saga Egmont.

https://www.taniaksiazka.pl/autor/emma-popik

niedziela, 15 maja 2022

Dziki Zachód techniki

 Poprzedni wpis nosił tytuł  "Demon zagłady". Podałam jednak, jak brzmi cały tytuł opowiadania. Pewien obdartus przybył do pięknego miasteczka. Miał dobre zamiary. Kiedy odszedł, pozostała za nim gigantyczna chmura dymu. Kim był naprawdę?

"Przyszedł tu wczesnym popołudniem. Panowała ciepła pogoda. Było cicho i leniwie jak każdym miasteczku, które mijał. W żadnym jednak nie mógł pozostać. Również i to osiedle należało do miejscowości zbudowanych seryjnie. Nawet nie miało nazwy, opatrzono je tylko numerem. Powstało jak każde inne. Przywieziono po prostu spakowane budynki. Wysokie dźwigi spuszczały z góry ściany. Wstawiwszy je precyzyjnie w wykroje fundamentu, od razu zalewały zaprawą. I już krzepła, a w tym momencie nakrywano budowle dachem, który się zaczepiał na brzegach ścian. Wewnątrz domku rozprostowały się podłogi i wysuwały wbudowane meble. Osadnicy, czekający na obrzeżach osiedla, podjeżdżali i zajmowali kolejno wcześniej przydzielone posesje. Wchodzili do nich tylko z walizkami, które i tak zanoszono na strych. Wszystko tu było, zgodnie z tym, co im obiecano. Tyle, że wokoło rozciągała się pustynia ze zmielonego na miał i ubitego gruzu ze zburzonych miast. Wyrastały na niej tak samo nudne i jednakowe miasteczka i nie warto było do nich jeździć. Białą szosą wciąż podróżowały transportowce, przywożąc towary. Mieszkańcy mieli wszystko. Konsumowali w ciszy i oddaleniu.

 

Nikt jednak nie wiedział o istnieniu ich prowincji! Nikt do nich nigdy nie przybywał, oni również nie wyjeżdżali. Nie mieli żadnego kontaktu ze światem. Miasteczko było niby gałąź odrąbana od pnia drzewa.

Dlaczego nie mieli połączenia z życiodajnym Centrum, gdzie biło serce światowego biznesu? Gdyby uzyskali połączenie z Centrum, jakież mogliby robić interesy! A co najważniejsze, zaczęliby liczyć się jako ludzie. Dlaczego byli wykluczeni z ludzkiej rodziny? Nie przybył do nich żaden informatyk, który by połączył ich komputery z Centrum. Dlaczego więc sami nie zarejestrowali swoich nazwisk w księdze ludzkości? Oto tajemnica! Najgłębiej skrywana! Czyżby przybycie obcego świadczyło o ujawnieniu ich strasznego sekretu?"

 Czy udało się mieszkańcom spełnić ich wielkie marzenie i czego tak bardzo pragnęli?

https://www.taniaksiazka.pl/autor/emma-popik


niedziela, 8 maja 2022

Demon zagłady



Do miasteczka przyszedł włóczęga w połatanych spodniach i zniszczonej bluzie. Udał się do eleganckiej restauracji, by zamówić tanią potrawę. Nikt nie spostrzegł, że do wargi przykleił się mu


drobniutki skrawek gazety. Używał jej do papierosów. Kiedy jednak zauważono ten szczegół, wiadomość przeleciała przez ulice jak rakieta. Dlaczego był taki ważny?

Kiedy włóczęga opuszczał miasteczko, pozostawił za plecami płonące domy. Mieszkańcy, dotychczas uprzejmi i kulturalni, tłukli się ze sobą. Cały tytuł opowiadania z tomu "Plan" brzmi: "Demon zagłady na Dzikim Zachodzie Techniki". Co się stało i z jakiego powodu?

"Przyszedł tu wczesnym popołudniem. Panowała ciepła pogoda. Było cicho i leniwie jak każdym miasteczku, które mijał. W żadnym jednak nie mógł pozostać. Również i to osiedle należało do miejscowości zbudowanych seryjnie. Nawet nie miało nazwy, opatrzono je tylko numerem. Powstało jak każde inne. Przywieziono po prostu spakowane budynki. Wysokie dźwigi spuszczały z góry ściany. Wstawiwszy je precyzyjnie w wykroje fundamentu, od razu zalewały zaprawą. I już krzepła, a w tym momencie nakrywano budowle dachem, który się zaczepiał na brzegach ścian. Wewnątrz domku rozprostowały się podłogi i wysuwały wbudowane meble. Osadnicy, czekający na obrzeżach osiedla, podjeżdżali i zajmowali kolejno wcześniej przydzielone posesje. Wchodzili do nich tylko z walizkami, które i tak zanoszono na strych. Wszystko tu było, zgodnie z tym, co im obiecano. Tyle że wokoło rozciągała się pustynia ze zmielonego na miał i ubitego gruzu ze zburzonych miast.



 Wyrastały na niej tak samo nudne i jednakowe miasteczka i nie warto było do nich jeździć. Białą szosą wciąż podróżowały transportowce, przywożąc towary. Mieszkańcy mieli wszystko. Konsumowali w ciszy i oddaleniu."

https://www.taniaksiazka.pl/autor/emma-popik


niedziela, 1 maja 2022

Bardzo kłopotliwe pytanie.



Napisałam opowiadanie pod tytułem "Kłopotliwe pytania".  A o co w nim pytają? Te pytanie są istotne, oczywiście, chcielibyśmy je poznać, ale może odpowiedzi ważniejsze. Mnie i moim czytelnikom najbardziej podoba się proste pytanie: "Z czego zrobiony jest ogień".  Ma w sobie filozofię i właściwie... nie znamy odpowiedzi, samo jednakże pytanie budzi w nas pragnienie poszukiwania, choć wiemy, że go nie odnajdziemy.

"Po obiedzie usiedli na ocienionym tarasie. Słuchali muzyki wydawanej przez  trójkątne liście z donic przy ścianie. Ojciec przyglądał się im badawczo.

-         Nie macie żadnych pytań? – nie wytrzymał wreszcie.

-         Nie, my już wszystko wiemy – odpowiedział poważnie chłopiec.

-         To znaczy? - dowiadywał się ojciec.

-         Kim jesteśmy, dokąd idziemy - wyjaśniło dziecko.

-         A po cóż zadawać takie pytania? – zdziwiła się matka. – Odpowiedzi są oczywiste. Jesteśmy cywilizacją posthumanoidalną. Mieszkamy na jednej z brył należących do Ziemi po jej rozpadzie i zawsze będziemy żyć bez konfliktów, wciąż ulepszając samych siebie i technikę- wyrecytowała.

-         W jaki sposób powstaliście?

-         Zostaliśmy wyprodukowani, już mówiłam.

-         A kto was wyprodukował?

Matka spojrzała bezradnie na ojca.

-         Zawsze były odpowiednie urządzenia. Tak zbudowany jest świat - powiedział mężczyzna z wielką pewnością. - Jeżeli chcemy coś mieć, musimy to wytworzyć. To reguła świata, niepodważalne prawa, rządzące materią.

-         Kto wyprodukował materię? – pytał chłopiec z ogniem w oczach, zupełnie jak dorosły. - Kto sformułował prawa?

-         One były – powiedział zdecydowanie mężczyzna.

-         Skąd wiesz?

-         To wynika z mego wykształcenia.

-         Jest bardzo ograniczone - skonstatował chłopiec.

-         A co było przed wami? – zapytała dziewczynka.

-         Przed nami był czas – odpowiedział mężczyzna.

-         A las jak powstał? – strzelił znienacka chłopiec, patrząc bardzo mądrze.

-         To jeden z paradoksów materii. Wiemy o nim, nie zaskoczysz mnie.

-         Na wszystko macie odpowiedzi - stwierdził chłopiec z ironią.

-         Tak, materia nie ma dla nas tajemnic.

-         Ale lasu nie potraficie wyprodukować.

-         Mówiłem, to paradoks.

 Nagle dzieci ujęły się za ręce i zbiegły z tarasu. "

Rodzina żyje szczęśliwie, dzieci swoimi pytaniami nie powodują problemów ani konfliktów, ich ciekawość nikomu nie zagraża.  Pozornie. 

"Nagle otrzymała wiadomość z Centrum. A więc istnieje świat materialny, jakież to pocieszające. Centrum o nią się troszczy, pragnie zapewnić przyszłość jej dzieciom, wzywa je dla inicjacji, nadania pigułki wiedzy, bo przecież nie ma żadnego innego powodu, ani ona, ani też dzieci nie popełniły żadnego wykroczenia.

Kiedy powiedziała o tym dzieciom, spojrzały na nią z powagą i ujęły się za ręce, tworząc krąg. Stały w milczeniu, a ona czuła, że dokonuje się tu jakiś niesamowity pogański obrządek, wyzwolenie strasznych sił. Dzieci dostały się do samego pnia mózgu, do istoty życia, które było niezniszczalne i płynęło w nich, kończąc coś i rozpoczynając. Potem zrzuciły z siebie obecne istnienie i były gotowe.
-         Staniecie się mądre, uzyskacie status! – zapewniała je matka z radością, ale one się nie odzywały.
 

Matka nie mogła się powstrzymać od oglądania Centrum. Była tu tylko raz, i to dawno. Miasto nie wydawało się jej takie czarowne jak kiedyś ani też tak nieosiągalne jak oglądane z okien domu. Prostopadłościany domów, wszystkie dość podobne do siebie, budowane oszczędnościowo. Na szerokich ulicach pustawo.

Dzieci szły wykonując ruchy, jakby coś wyciągały z ziemi, co się zawijało i wzrastało, gęstniało. Zasiewały wszędzie te niewidzialne kształty, mogłoby się wydawać, że miasto zostanie nimi pokryte, jeśli nie w teraźniejszości, to kiedyś. Dziewczynka wywoływała kształty z powietrza, jakby zawsze tam były, lecz należało je uaktywnić.

-         Co robicie, dzieci? – zapytała matka, były zbyt zajęte, aby odpowiedzieć. Spieszyły się, wiedząc, że ich czas się kończy.

Matka poczuła się niezręcznie. Zaczęła mówić o tym, jakie będą mądre, kiedy połkną pigułkę wiedzy, nie zwracały uwagi, bardzo zajęte wytwarzaniem kształtów przyszłości. Miały zainicjować to życie, które czaiło się w lesie, umożliwić, aby świat rozpoczął się od początku i nigdy nie zaginęła żywa natura na tej ziemi.

Już zbliżały się do wielkich, srebrzystych wrót głównej budowli, zwolniły kroku, nie dlatego, że mogły się bać, ale chciały jak najwięcej pozostawić po sobie.

Podeszły do drzwi, wciąż przędąc. Tuż przed nimi się zatrzymały, odwróciły i objęły świat ostatnim spojrzeniem, a potem skierowały wzrok na matkę. Nieomal utonęła w ciemności ich oczu i zrozumiała, że niepotrzebna im żadna pigułka wiedzy, ale było za późno. Dzieci odwróciły się ku drzwiom, właśnie zaczęły się rozchylać na boki. W ciemnej szparze pomiędzy dwoma skrzydłami pojawiły się dwie jasne sylwetki. Dzieci przekroczyły próg i weszły w ciemność."

Matka miała wiele pytań, jak i wszystkie matki, teraz i zawsze. Nie wiedziała jednak, jaki jest Plan.  

https://www.empik.com/plan-popik-emma,p1085104834,ksiazka-p