piątek, 24 września 2021

I jest jak było

Jak pisałam w poprzednim blogu, Proksowie ocalili Ziemię przed napadem Elgomajów. Zawładnęli Ziemią, podzielili ją na kwadraty. Nikt nie mógł się przedostać przez granice, nawet ptak czy owad, płonęły. Zapanował porządek, nowy porządek. Wszyscy byli bezpieczni, nikt nie był głodny. Oto dalszy ciąg historii opisanej przez Janusza A. Zajdla w powieści "Wyjście z cienia". 

Zarządzano również nauką. Fizyka, chemia, technologia zostały zakazane. Nie było sensu zajmować się tymi kierunkami, skoro Proksowie wiedzieli więcej. Dogmatem była potęga intelektu i techniki proksyjskiej. Ale nikt tego nie sprawdzał. To oni kierowali ziemską cywilizacją, należało ich szanować i słuchać we własnym  interesie. Zezwalali jedynie na rozwój rolnictwa i produkcję żywności. Rozbroili Ziemię, nie wydawano pieniędzy  na zbrojenia i na zdobywanie wiedzy o Kosmosie, toteż można było wspaniale rozwijać rolnictwo. To był pewnik i o tym się nie dyskutowało.

Czyżby ciągnęli z tego jakieś korzyści? Na globie podzielonym na kwadraty był jeden specjalny, z którego regularnie odlatywały  rakiety pełne najlepszych towarów, uznawanych za luksusowe tam, dokąd je dostarczano. W taki sposób Ziemia odwdzięczała się swoim dobroczyńcom. Czyżby raczej była przez nich wykorzystywana? Ale nikt o tym nie wiedział. Panowało przecież powszechne szczęście. 

Nauka również nie mogła się rozwijać. Pewnych tematów się nie poruszało. Zakazanym tematem były mrówki, te owady oficjalnie nie istniały. Dlaczego Proksy tak się ich obawiały? To tajemnica, związana bezpośrednio z ich istnieniem. Nie mogę jej zdradzać, nie wyjawia się nazwiska zabójcy w filmie kryminalnym,  trzeba przeczytać tę piękną książkę, choć istnienie mrówek nie ma nic wspólnego z aferą kryminalną, tylko pobyt Proksów. Nie wolno jednak o mrówkach mówić. Uczeni wykręcają się, jak tylko się da i plotą głupstwa. Umyślną brednią jest temat pracy doktorskiej: "Niemożność istnienia rzekomej rodziny Formicide w świetle badań modelowych".

Koledzy uczonego wiedzą, że to głupota, ale wszyscy są dzięki temu bezpieczni. Nie mogą jednakże prowadzić solidnych i uczciwych badań naukowych, nie otrzymują koniecznych przyrządów czy materiałów. Jednakże mimo wszystko uczeni zgromadzeni wokół ojca Tima, docenta Warnela, mimo zakazów i braku możliwości wykonali wiele badań i doszli do ważnych  wniosków. Dowiedzieli się, jakie parametry mają kapsy, ile ważą oraz jak się odżywiają. Tych wszystkich badań  dokonali nie dotykając żadnego kapsa. Stosowali fascynujące i pomysłowe metody.

Jak zauważyłam w poprzednim blogu, w drugiej jakby części powieści bohaterowie są bardziej ruchliwi: wyjeżdżają do lasu, do krewnych, jako że docent Warnel dostał żeton na tę wyprawę, o co się ubiegał. Przejazd przez granice kwadratów, bo państwa przecież nie istniały, był prawdziwym horrorem. Policja rewidowała bagaże, zabierała to,co uważała za niebezpieczne, interesowała się notatkami i listami, czytała je i rekwirowała. Kapsy im towarzyszyły. Swoimi chwytakami wyciągali z walizek to, co ich interesowało, a więc wartościowe urządzenia i, co dziwne, miód. Tim zauważył kapsa idącego wzdłuż peronu, chwiał się niebezpiecznie, groziło mu, że wpadnie pod pociąg i zostanie zmiażdżony. Lecz to było niemożliwe, kolejarz opowiedział, jak zatrzymano pociąg, który stał wiele godzin... póki kaps nie wytrzeźwiał Trujące dla ludzi grzyby były dla nich jak narkotyk, zajadali się nimi, wyciągnąwszy  zbieraczom z koszyka. 


Tim Warnel i jego ojciec dotarli wreszcie do domu swoich krewnych, mieszkających w lesie. Chłopiec  spotkał się z braćmi stryjecznymi. I było tak jak kiedyś: pili świeże mleko i spali na sianie. Odwiedzili dziadka niemal stuletniego. Trudno im było uwierzyć w jego opowieść: przed zawłaszczeniem Ziemi przez Proksów można było prowadzić rozmowy telefoniczne pomiędzy państwami, na granicy nie przetrząsano bagażu i latały machiny ze skrzydłami, o których chłopcy nigdy nie słyszeli. A jak naprawdę wyglądała odsiecz proksyjska? Była jednym wielkim blefem. Nikt na Ziemię nie napadł, co później odkryli uczeni zorganizowani wokół docenta Warnela. Proksowie zamarkowali atak rakietowy, by Ziemia wyczerpała potencjał obronny. I jako rzekomi sprzymierzeńcy przybyli bronić Ziemi przed nieistniejącym przeciwnikiem. 

Okazało się, że Proksowie przybyli na Trzecią Planetę z misją handlową , jak stwierdzili ich zwierzchnicy, ale dopuszczali się gigantycznej mistyfikacji, zostali więc odwołani. Nie mogli jednak całkowicie wyrzec się luksusów, które rakiety transportowały z Ziemi. A co nastąpiło na naszym globie? Chyba się domyślacie. 

niedziela, 19 września 2021

Rocznica odsieczy proksyjskiej

 

Rocznicę odsieczy proksyjskiej obchodzą obywatele Ziemi w powieści Janusza A. Zajdla "Wyjście z cienia", wydanej przez "Czytelnika" w roku 1983, a więc o trzy lata przed moją książką "Tylko Ziemia". Jest to 75 rocznica, łatwo policzyć, kiedy ta odsiecz miała miejsce. Przyniosła szczęście ludzkości. 

Dzieci na akademiach w szkole recytowały wierszyki na cześć wyzwolicieli: 

"Kiedy z Procjona na bezbronną Ziemię ruszyło podłe Elgomajów plemię,

Któż nam dopomógł, któż życie ocalił , czyje rakiety przybyły z oddali.

Spiesząc przez kosmos i nie szczędząc siły, wrogą flotyllę najeźdźców rozbiły?

Na to pytanie każdy ci odpowie: niezwyciężeni, potężni Proksowie!

Dziś w każdym mieście amby Proksów stoją,

By wszystkie dzieci mogły żyć w spokoju.

Za to szanować i kochać musimy naszych przyjaciół zbawców z Proximy.

Czy wy, Czytelnicy tego bloga słyszeliście o takim okresie w historii naszego kraju?

Bohater powieści, Tim, uczeń szkoły średniej, martwi się przed lekcjami, że nauczyciel historii, profesor Bruss będzie mu zadawał pytania. Czy takie:"Czy słuszna była błędna kosmopolityka byłej organizacji tak zwanych Narodów jakoby rzekomo Zjednoczonych i dlaczego nie była słuszna; uzasadnić na przykładzie". Wiedział, że profesor uwziął się na niego i trudno mu będzie zaliczyć ten przedmiot.

Na lekcji profesor jednak zapytał o kosmiczną napaść Elgomajów, którzy pokonaliby Ziemię, gdyby nie przybyli z odsieczą mieszkańcy Proximy Centaura, czyli Proksowie.

Zostali i rozpoczęli rządzić.  Ziemię podzielono na kwadraty, zlikwidowano państwa i odmienne języki, ustanowiono strzeżone granice.Profesor Bruss podkreślał, że przegraną Ziemian spowodowali dowódcy, ich nieudolność, głupota, tchórzostwo. 

Po lekcjach Tim miał zrobić zakupy, zajęło mu to wiele czasu, w każdym sklepie stały długie kolejki. Ojciec Tima nie mógł kupić na śniadanie bułek, gdyż były tylko czerstwe i ani jednego plasterka sera. Kiedy chłopiec wracał po lekcjach do domu w centrum zahamowano ruch, stanęły tramwaje, autobusy i samochody, na chodnikach zgromadziły się tłumy ludzi. Ponad ich głowami dostojnie płynął toran, towarzyszyły mu pulwy. Ludzie unosili ręce i   wznosili radosne okrzyki na cześć zwycięzców, którzy paradowali z dumą, pokazując ludziom  swą siłę.  Kiedy ponownie pojazdy ruszyły, ulicami posuwały się okrągłe kapsy, przypominające jajka lub piłkę do rugby, a nad nimi sunęły pulwy. Za każdym kapsem ciągnął się długi kabel. Te stwory były podobno przybyszami, którzy wygrali wojnę, pokonując atakujących Elgomajów i zostali, by zarządzać Ziemią. 

Podobno takie obiekty widywano od dawna na niebie, co oznacza, że Ziemię obserwowano, ale kto to robił i cóż to oznaczało. W jakim celu prowadzono taką obserwację, by napaść? To niemożliwe, przecież Proksowie ocalili Ziemię. I czy tak wyglądają wyzwoliciele, owalne stworki, z jakimś jakby ogonkiem, pełznący brzegiem chodnika?

"No i co się kiwasz?" Pytanie zadał stojący obok Proksa wysoki chłopak. W ręku miał otwarty scyzoryk. Powiedział Timowi, który znał go z widzenia, że chciałby odciąć kapsowi ciągnący się za nim kabelek. Tim nie wiedział, że kaps kiwa się z powodu środków działających na niego jak narkotyk. Zastanawiał się potem, czy nie powinien wrzucić do białej skrzynki karteczki z donosem. Było to popularne i konieczne, przecież trzeba szanować wyzwolicieli.

W domu oglądał z ojcem mecz piłki nożnej. Sędziowanie było tak nieuczciwe, że ojciec bardzo się denerwował. Kiedy na koniec piłka leciała do bramki drużyny reprezentującej Proksów, ponad boiskiem pojawiła się pulwa, lecąc, zbiła z toru piłkę. Proksowie wygrali, przecież nie mogli przegrać w żadnej, nawet tak błahej dziedzinie. Ojciec zapalił coś podobnego do papierosa, było to jednak większe i grubsze. Matka dała mu znak i to coś zostało zgaszone. Przypominało kształtem toran, ich potężne, latające machiny.


Dla poprawienia nastroju matka zaproponowała zjedzenie podwieczorku. Podała potrawę, której Tim nie znał. Znalazł potem w wiadrze na  śmieci białe, okrągłe połówki przypominające przekrojonego kapsa. 

Matka na pytanie ojca odpowiedziała, że kupiła to od kobiety w bramie. Przypomniał matce o ostrożności, widać było, że się bali. Ustalono, że te skorupki trzeba będzie zgnieść na proszek, bo śmieciarz grzebie w odpadkach i może donieść władzy.

Powieść ze względu na motywy można jakby podzielić na trzy części. Pierwsza jest nieco statyczna i pokazuje życie codzienne. Druga, bardziej dynamiczna, mówi o wewnętrznym rozwoju Tima, która zaczyna coraz więcej rozumieć, trzecia jest analityczna. Jest jeszcze scena wstępna i kończąca. O tym powiem w kolejnych wpisach. 

Mamy jeszcze dedykację: " Wszystkie mrówki, wypożyczone z wyobraźni Julii Nideckiej, z podziękowaniem zwraca autor".

Mrówki to stały motyw w powieści. Pojawiają się na początku, kiedy Tim przychodzi do szkoły. Przed lekcjami w sali chłopcy wyciągnęli zza szafy jakieś nieużywane stare plansze. Przedstawiają różne zwierzęta. Na jednej z plansz są narysowane mrówki. Uczniowie nigdy o nich nie słyszeli. "Profesor stanął  nagle na środku sali, jakby owa mrówka była bazyliszkiem, porażającym tego, na kogo patrzy." To oficjalnie  nieistniejący gatunek.Wiele rzeczy, przedmiotów wydarzeń oficjalnie nie istnieje. Świat  oparty na oszustwie.