niedziela, 25 września 2022

Tego nie wiedziałam

Straszę dzieci, nie wiedziałam tego o sobie. Jeden z moich czytelników wyznał, że przeraził się moim opowiadaniem. "Szanowna Pani, jakieś czterdzieści lat temu przeczytałem Pani opowiadania Maszyna. Miałem wówczas about 8 lat i byłem świeżo po lekturze Edenu, Pirxów, Alf, czarnych zeszytów, itd. Maszyna zrobiła niedobrą ... albo i dobrą rzecz z moją głową. Z perspektywy czasu myślę, iż lektura była trochę za ostra jak na ośmiolatka. Niemniej jednak, nie żałuję."

Przegląd Techniczny nr 26'83 z dnia 26/06/83 r. (I część); nr.2 7'83 z dnia 3/07/83 (II część) zamieścił opowiadanie Maszyna, jedno z tych, które zostało włączone do tomu opowiadań Tylko Ziemia, wydanego w 1986 r. Jest to opowieść o myślącej i czującej maszynie, zajmującej olbrzymie podziemia. Wprawdzie wtedy nikt jeszcze nie mówił o sztucznej inteligencji, ale ona już istniała w wielu moich opowiadaniach.
Przeglądam to opowiadanie na nowo, aby przybliżyć je czytelnikom. Proszę zwrócić uwagę na następujący akapit, w którym człowiek mówi do maszyny: "A czemuś taka mądra?! Hę?! Wypiłaś mój mózg, całą jego treść. Nakarmiłaś swoją pamięć moją pamięcią, wlałaś w swe puste słoje moje odczucia, wtłoczyłaś w zakończenia nerwowe moje wrażenia. Myślisz moim mózgiem powielonym w przewodach; tylko moje wiadomości wsączasz w szare komórki mózgu mojego syna. Kim jesteś beze mnie?!"

Napisałam te słowa w roku 1983, a dopiero wiele lat później zaczęto mówić o łączeniu świadomości ludzi i komputera. Pojawiło się wiele filmów na ten temat; czytelnicy z pewnością potrafią przytoczyć ich tytuły. O różnych wynalazkach i problemach pisałam wiele lat przed ich wystąpieniem.

Literatura i filmy pokazują problemy w sposób często skrajny lub dosłowny. Pamiętamy filmowe obrazy człowieka uwięzionego gdzieś w wirtualnym wnętrzu komputera. Nie jesteśmy dosłownie i fizycznie w taki sposób uwięzieni. Czy jednak potrafimy sobie wyobrazić życie bez spacerów po Sieci? Umyślnie użyłam słowa spacery, dla pokazania naszej obecności w tamtych realnościach spoza ekranu.

Opowiadanie "Maszyna" jest wciąż aktualne i poprzez swoją obrazowość i stylistykę dostarczy czytelnikowi wielu przeżyć estetycznych. I każdy z pewnością chciałby się dowiedzieć, czy człowiekowi udało się wyciągnąć swoją świadomość ze zwojów maszyny i czy musiała się przy tym dokonać destrukcja - człowieka, maszyny czy umysłu? Opowiadanie "Maszyna" można przeczytać na mojej stronie www.emmapopik.pl. Ciekawa jestem, czy będziecie drżeć ze strachu, jak ośmioletni wówczas Marcin Michalczyk.

 


niedziela, 18 września 2022

Legenda przyszłości

 

Czytelnicy zdążyli się zaprzyjaźnić z postaciami z tych książek, występują bowiem od pierwszej, która nosi tajemniczy tytuł "Dusza". Polubili te osoby, ale nadal odrzucają świat, w którym muszą żyć. Nie ma w nim nic dobrego. 

Panuje w nim reżim policyjny, ludzie są nieustannie kontrolowani przez policjantów, którzy niespodziewanie zatrzymują się obok nich na motorach. Dzieli się ich ze względu na genetykę. a wielu ma grupę zero i żadnych wartości. Straszne dla człowieka być uważanym za zero, bez szans na polepszenie tego stanu i jakąkolwiek zmianę.

Pewni ludzie jednak pragnęli wyrwać się z tej beznadziejnej sytuacji. Po wielu wysiłkach udało im się uciec i wyruszyła "Kawalkada" na inną planetę, taki również tytuł nosi kolejny tom tej serii. Celem podróży stała się planeta Patris. Zahibernowani, leżeli z zamkniętymi oczami, czekając na wybudzenie.  Jak wyglądała planeta, którą wreszcie mogli zobaczyć, otworzywszy oczy?

Jak sobie poradzili ludzie, a więc "Dzieci  planety Ziemia", mówi o tym kolejny tom serii, pod takim właśnie tytułem. Musieli od początku rozpocząć budowę ludzkiej cywilizacji. Na rzekomo niezamieszkałej planecie odezwały się jakieś głosy, czyżby to byli ludzie? Nie po raz pierwszy usiłowali się wyrwać z ich rodzinnej planety, gdzie stosowano eutanazję z byle powodu. Jak się unormują kontakty pomiędzy dawnymi mieszkańcami a przybyszami, czy wybuchną konflikty, czy raczej Ziemianie doświadczeni okrutną sytuacją z przeszłości będą budować zgodę, pomoc i życzliwość. Od tego właśnie się zaczęło: udzielono pomocy rannej dziewczynce, która by umarła, gdyby nie zastosowano ziemskiej medycyny. W tej niewielkiej kolonii każde dziecko traktowano jako bezcenny dar i ratowano wszelkimi sposobami, przeciwnie niż na Ziemi, gdzie poddawano eutanazji istotę ludzką, jeśli tylko nie dosięgała wydumanych standardów o ich cywilizacji. 

Patris - czy nam się z czymś kojarzy nazwa planety, na którą dotarli? Rozumiemy słowo pater, patria, w utworach Luizy Dobrzyńskiej niczego nie pozostawiono przypadkowi:, żadnej nazwy, postaci ani wątku. Z tego powodu przeczuwam, że pojawi się jeszcze jeden android, mający silne instynkty opiekuńcze i wielką potrzebę zajmowania się m


edycyną. Nie stanie się to jeszcze teraz ani też w tomie "Legenda przyszłości".

W tym tomie zmieniamy miejsce  w czasie i przestrzeni: wracamy na Ziemię, gdzie wciąż panują bezwzględne przepisy. Potem przenosimy się na planetę Patris, na której dzieci nie wierzą w istnienie Ziemi. Poznajemy losy rodziny pewnej nauczycielki, kochającej dzieci, które musiała jednak opuścić, a także porzucić Ziemię. Miała na imię Etta. Na Ziemi uważano ją za zerówkę, niezdolną do wydania potomstwa. Umknęła na Patris, gdzie urodziła dziewczynkę Jamie. Na Ziemi pozostał brat Etty. Zbiegiem okoliczności  on też miał córeczkę, którą kochał bezgranicznie.

Okropne obarczenie Etty zostało narzucone na Auritę, dla której była ciotką. Nic nie zostało na Ziemi zapomniane, niczego nie przebaczono. Aurita była w szpitalu, lecz wyzdrowiała. Dla jej matki to się nie liczyło. Chorobę uznała za hańbę, niszczącą jej życie. Bez litości porzuciła córkę. Dla matki liczył się poziom społeczny, a nie jej dziecko. Matka Aurity wmówiła sobie, że klasyfikacja genetyczna Etty miała wpływ na dziewczynkę, co nie było prawdą. Dziewczynka urodziła się słabsza intelektualnie, a ciężka choroba neurologiczna to pogłębiła.

Aurita nie dawała sobie rady w szkole. Nie widziała sensu w zapamiętywaniu dat historycznych dawnych królów, o których nigdy nie słyszała. Nie wiedziała, dlaczego ma zapamiętywać regułki matematyczne, z których nic nie wynikało. Dla jej ojca życie stawało się coraz bardziej ryzykowne, wciąż groziło, że zabiorą mu córeczkę. I dadzą jej zastrzyk, po którym jej nie będzie, a życie ojca straci sens i wartość. 


Udało mu się załatwić naukę zdalną, przy pomocy komputera. W taki sposób wszystko rozumiała, wirtualny nauczyciel nie tracił cierpliwości, uczniowie z niej nie drwili, więc w każdym przedmiocie doszła do poziomu uniwersyteckiego. I cóż z tego, jej sytuacji nic to nie zmieniło. Za pomocą programów wirtualnych nauczyła się tańczyć, ale ta umiejętność nie była na nic potrzebna. Pięknie malowała, ale na świecie nie robił tego nikt, bo i po co. Zrozpaczony ojciec użył wszystkich sposobów, by dać jej szansę  i wreszcie udało mu się umieścić córkę w statku lecącym na Patris. 

Powoli przyzwyczajała się do życia na nowej planecie i w innej sytuacji. Była dorosła, wierzyła, że jeszcze kiedyś spotka ojca. Jedyną pamiątką była zabawka z dzieciństwa, cybernetyczna wiewiórka. 


Lubiła ją tak bardzo, że jeszcze jako dziecko nauczyła się ją naprawiać. Na Patris spotkała Raula, androida, należącego dawniej do ciotki, oraz starszego doktora, który znał Ettę. To  on doskonalił umiejętności i techniczną wiedzę Anny Marii. Stała się jego pomocnicą i asystentką, potrafiła bowiem naprawiać najbardziej skomplikowane urządzenia. Opiekował się nią Raul, dawny towarzysz Etty, dla niej ten świat był trudny i otwierał się powoli. Miała w sobie  wielką szlachetność Etty, też zależało jej na tym, żeby Raul mógł wybrać sobie sposób życia i rodzaj pracy, gdyż wciąż niektórzy traktowali go jak maszynę do pisania. Nabywane umiejętności bardzo się Raulowi przydadzą, choć nie w tym tomie. Pewnie już powstaje szkic kolejnej książki, wkrótce po nią sięgniemy na półkę. Warto mimochodem dodać, że na Patris niespodziewanie odkryto stworzenia inteligentne i cywilizowane, z którymi ludzie nie potrafią jednak porozumieć  i żadna strona nie wie, czy grozi niebezpieczeństwo.

Mamy jeszcze jeden talent do wykorzystania, który uratuje świat. Odgadnijcie, jaki. 

Ta książka jest również poważną krytyką szkolnictwa, gdyż pokazuje, jak niszczy talenty, próbując wszystkie dzieci wtłoczyć  w jednakowe formy. ale to przecież "Legenda przyszłości", a w każdej legendzie mamy magię, mogącą przemienić zwykły chwast w istotę, która swoimi talentami ratuje świat. 

 


niedziela, 11 września 2022

Co za tytuły!

 Przeglądałam katalog moich książek, aby wybrać jakąś do zaprezentowania na blogu w niedzielę, jak co tydzień i zdziwiłam się, i to bardzo. Powtarzają się w nich słowa: bogowie, szatan, demon. 

Jedną z pierwszych książek naznaczonych takim tytułem jest "Genetyka bogów"
Zamieściłam tu okładkę z audiobooka, nagranego przez znakomite wydawnictwo Saga-Egmont. Pierwsze wydanie było papierowe, jak to się mówi. Książka opowiada o postaciach przybywających z nieznanych przestrzeni. Nadal nie wiemy, skąd się pojawili i czy w ogóle się pojawili, mimo że jest niezliczona liczba sprawozdań, opisów spotkań i namacalnych dowodów ich istnienia w postaci choćby znaków na skórze. W dawnych wiekach ludzie uznawali ich za bogów. Na zamieszczonej tu okładce są bogowie z dawnej Grecji, bardzo piękni, nieprawdaż, ale jak naprawdę wyglądali, nie wiemy, o ile naprawdę istnieli. 

Dla kontrastu przytoczę opowiadanie "Wigilia szatan". Główną postacią jest chłopak o imieniu Saytan. Na okładce jest jak najbardziej ludzki i ziemski. Akcja się 
toczy w czasie, kiedy nie ma już naszego świata i istnienie ludzi powinno się zacząć ponownie od początku. W poprzednim istnieniu świata szatan był uosobieniem zła.  Mamy tu wiele symboli i aluzji do obyczajów poprzedniej epoki, choćby ten: matka Saytana przygotowuje pierogi na kolację. Wiemy, że chodzi tu o kolację wigilijną. Niespodziewanie zbliżają się jeźdźcy na dziwnych koniach, oni również nie są zwyczajni. Obarczono ich okrutnym zadaniem: mają zabić dziecko. Ale czy to działo się wtedy? Saytan daje im monetę, może srebrnik, ale pieniądz się nie wiąże z tą sytuacją i przepala im dłoń.  
"Demon zagłady" brzmi niesamowicie i kojarzy się z nadziemskimi siłami i może trochę przerażać. Tymczasem sytuacja jest całkiem banalna: do zwyczajnego miasteczka na Dzikim Zachodzie Techniki przybywa równie zwyczajny młody człowiek, który wchodzi do baru, by zjeść cokolwiek. Czekając, aż postawią przed nim talerz, skręca sobie papierosa. Obserwują to motocykliści, którzy właśnie wpadli do baru. No i się zaczęło: lokalny milioner oferuje mu rękę córki. Na ulicę wypadają ludzie, zaczyna się straszna awantura. Jak to się skończyło? Proszę zajrzeć na ostatnią stronę opowiadania. 

niedziela, 4 września 2022

Dobrze się sprzedają

 Moje książki dobrze się sprzedają za granicą, szczególnie sensacyjne. Najlepiej idzie kryminał "Raport", co jest szokujące. Nie potrafię odpowiedzieć, z jakiego powodu. Nie mam zamiaru się chwalić, utrzymując, że książka jest dobra. Oczywiście, podoba się, ale z jakiego powodu? Warto jest znaleźć ten powód. 

Czy łyżka do opon jest interesującym narzędziem zbrodni, chyba nie. Nóż ma lepszy kształt, ale również jest codzienny i często kuchenny. O, sztylet, to jest królewskie narzędzie. Wytworny kształt, rączka ozdobiona, trzymać coś tak pięknego i szlachetnego w ręku to przyjemność, a zbrodnia ma cechy wytwornego czynu. Doskonale pasuje do opisania w szlachetnym kryminale, ale łyżka do opon? A jednak. Książkę w postaci klasycznej, a także z formie audio i ebooka wypuściło na rynek wydawnictwo Saga-Egmont z Kopenhagi. 

Czytelnikom podobali się również bohaterowie powieści, choć trudno tak ich nazwać, bo to zwykli mieszkańcy prowincji, a miłość, która się nie udała, wcale nie była wzniosła, szekspirowska ani tragiczna. 

"Zbrodnia w wyższych sferach" toczy się pośród ludzi bogatych i eleganckich, dżentelmenów, powiedzmy, którzy umieją posługiwać się nożem i widelcem, wiedzą również, jaki kształt ma kieliszek do koniaku. Towarzyszą im bardzo kosztowne damy i drogie konie.  Pierwsza zbrodnia szarpie serce, a kolejna ma głęboki wydźwięk moralny. 
Książka przyniosła tak niski dochód, że właściwie nie warto byłoby fatygować się wysyłaniem autorce tych paru złotych. Historia się powtórzyła w przypadku książki "Tysiąc dni", która opowiada o niespełnionej, młodzieńczej miłości i niezwykłej podróży przez Europę. Wydało ją to samo wydawnictwo.  Niemniej jednak zachęcam do przeczytania obu powieści, dostarczą Czytelnikom wielu niezwykłych wzruszeń. 

Rekord popularności pobiła "Genetyka bogów", opublikowana przez wydawnictwo Saga-Egmont. Bogowie piszemy małą literą, gdyż mowa tu o istotach, które przybywają do nas w pojazdach, nazwanych latającymi  talerzami, pospolicie, nieprawdaż?  W dawnych wiekach te istoty miały skrzydła, czasami z piórami, innym razem przypominały postacie z fresków w piramidach. Niosły w ręku coś w rodzaju torebki ze zwyczajnym uchwytem. Chcemy w ich istnienie wierzyć, czy też nie, ale przez tysiąclecia zmieniły się tylko sposoby ich przedstawienia: czasami mają aureole, innym razem energię, raz są bosko piękni, innym razem szarzy i wredni. 

Wspaniałe wydawnictwo Saga-Egmont ma renomę. Nie wiem, komu czytelnicy bardziej ufają, istotne, że sięgają po moje powieści, nie czują zawodu po przeczytaniu, ale satysfakcję.