wtorek, 5 stycznia 2021

Kiedyś na Dzikim Zachodzie techniki

Rozmawiali przyciszonymi głosami na zapleczu restauracji. Ustalali swoją wersję wydarzeń. Każdy z trzech chciał zrzucić winę z siebie. Żaden z nich nie był przecież winny, bezpieczniej jednak jest ustalić, kto to zrobił. Nikt ich nie będzie sądził, są najważniejsi w tym miasteczku. Czuli jednak, że są zbrodniarzami. To przecież oni zorganizowali mu godne powitanie. Gdzie teraz się podziewa ten przybysz?

Miasteczko zbudowano seryjnie jak wszystkie. Nie miało nazwy. Dano mu tylko numer. Postawiono je na pustkowiu. Jak okiem sięgnąć, a nawet dalej, rozciągała się gładka pustynia. Powstała ze zburzonych miast, zmielonych na pył wieżowców, pokruszonego na miał betonu, tworzącego niegdyś ściany. 


Na to miejsce przywieziono spakowane budynki. Dźwigi  spuszczały ściany w wykrojone formy w fundamentach. Domek nakrywano dachem. Od razu się zaczepiał na ścianach. Wewnątrz rozwijały się podłogi i wysuwały meble. Ludzie czekali nieopodal. Kiedy tylko skończyła się budowa, weszli z walizami do domów. Każdy do swojego, zgodnie z numeracją. Walizy od razu wyniesiono na strych. Już nie były potrzebnie. Wszystko im przywoziły olbrzymie samochody, pędząc w ostrym słońcu.

Mieszkali tu mili ludzie. Nie zamykali drzwi ani furtek od ogródków. Mówili sobie dzień dobry. Uśmiechali się, niczego sobie nie zazdrościli, wszystko mogli dostać. Wokoło stały identyczne miasteczka, ale były daleko. Nikt nie podróżował. Nie było sensu, świat był wszędzie taki sam. Oprócz centrum oczywiście. Tu jednak była głucha i zapomniana prowincja. Nikt do nich nigdy nie przybywał. Byli jak gałąź odrąbana od pnia. 



Mili ludzie byli jednak zapalczywi, łatwo wpadali we wściekłość. Wybuchała w nich wściekłość. Wyrzucali z siebie wzajemne urazy. Przyskakiwali do siebie, wystarczyło, że ktoś trzymał nóż w rękawie. Tacy to byli mili ludzie. Skrywali w sobie straszną tajemnicę. Cierpieli. Z jakiego powodu? Byli prowincją. Nikt o nich nie wiedział, nikt się nimi nie interesował. Dlaczego nie mogli się połączyć z życiodajnym centrum? Jakie mogliby wtedy robić interesy? I mogliby zacząć się liczyć jako ludzie. Dlaczego ich komputery nie połączyły się z tymi z centrum? To była ta wstydliwa tajemnica. Odkrył ją przybysz. A co było potem? 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz