To było przerażające widowisko. Mieszkańcy Biskupiej Górki oglądali je z dużego pagóra. Podjeżdżały po kolei furgonetki. Oglądający liczyli je w rosnącym napięciu. Naliczyli jedenaście. Do każdego samochodu został doczepiony podest z szubienicą.
A zaczęło się tak przyjemnie.
Gauleiter Forster miał wielkie zamierzenia: chciał zbudować tu najwspanialsze
schronisko Hitlerjugend. W dniu swoich urodzin, 26 lipca 1938 roku, gauleiter
położył kamień węgielny. Od razu wymyślono propagandowy mit założycielski:
półtora miliona cegieł na budowę, ułożonych obok siebie, stałoby się drogą,
łączącą Gdańsk z Rzeszą.
Budynek miał rozległy taras, na
którym stawały karne szeregi jasnowłosych młodzieńców, by okazywać swą
gotowość, karność i posłuszeństwo. Budowę ukończono, choć trwała wojna.
Wyobraźmy sobie: w obozie koncentracyjnym, niedalekim Stutthofie, morduje się i
torturuje ludzi. Na frontach upadają na wznak żołnierze, trafieni kulą w pierś,
a w Danzigu, na Biskupiej Górce, robotnicy układają cegły.
Wznieśli wieżę, która miała
górować nad miastem, mając 82 metry. Miała nie tylko dumnie spoglądać na
miasto, lecz i pokazywać świetną historię poprzez przedstawienie teatralne.
Zamontowano na niej modele dwóch statków, które staczały bitwę morską. Jednym
dowodził Paul Beneke, pirat, który złupił statek angielski, wroga Rzeszy, i
zdobył tryptyk malowidła "Sąd Ostateczny", jego napominającą
wymowę możemy do dziś odczytywać.
Po dwóch latach od położenia
kamienia węgielnego zabrzmiały dzwony ze szczytu wieży.
Wokół tarasu trzynaście rzygaczy
o głowach potworów wypluwa wodę deszczową. Te odrażające monstra, rzygające
wodą, stanowią straszny symbol i aluzję.
Jaki dalszy ciąg miała historia: 4 lipca 1946 roku przy
ulicy Pohulanka odbyła się publiczna egzekucja. Wieszano
niemieckie nadzorczynie kobiet żydowskich i gońców obozu Stutthof. Przywieziono
ich jedenaście. Stały na furgonetkach ze wiązanymi na plecach rękami. Mogły
jeszcze po raz ostatni podnieść głowę, potoczyć wzrokiem po zielonych pagórkach
i spojrzeć na wieżę na schronisku. Wskazówki zegara na jej szczycie zatrzymały
się na godzinie 4.45. Była to godzina wybuchu wojny i ich śmierci, już wtedy
zadecydowanej przez potwory w schronisku.
Kiedy spojrzały na zegar,
popychano je w plecy, robiły krok do przodu. Podest szubienicy się zapadał.
Platforma odjeżdżała. Po dwudziestu minutach przyjeżdżała następna. Była to
długa egzekucja: trwała cztery godziny. Widzom zapewniono rozrywkę: rozdawano baloniki
i sprzedawano watę cukrową. Panowała beztroska atmosfera festynu.
Na widowisko przyjść mógł każdy.
Zakłady pracy zarządzały dzień wolny.
P.s. Dowiedziałam się właśnie, że wśród jedenastu powieszonych, było tylko pięć kobiet, Ktoś dyskretny podpowiedział mi na ucho.
P.s. Dowiedziałam się właśnie, że wśród jedenastu powieszonych, było tylko pięć kobiet, Ktoś dyskretny podpowiedział mi na ucho.