Dzieciństwo było fajne, niezależnie od sytuacji politycznej. Takie się jawi we wspomnieniach dorosłych z Biskupiej Górki. Kiedy byli chłopcami, nikt im nie powiedział, że są patologią. Żyli z radością.
Jeden z nich wspomina, że na Biskupiej 4 było podwórko zamknięte z trzech stron budynkiem, wylane betonowymi płytami. Zbierała się tam często starszyzna z całej dzielnicy. Grali w banczek, hazardową grę na pieniądze. Rzucało się monetami poprzez linię, starając się trafić w banczek. Było jeszcze kilka reguł, ale zasada była jedna, trafić, zwyciężyć, zabrać.
Przy okazji wspominający zdradza
funkcjonowanie mechanizmu nazywanego mężczyną. Chłopcy przed dziesiątym rokiem
życia nie mieli poważania. Kręcili się wokół starszych, starając się zasłużyć
ma łaskę akceptacji i dołączenie do grupy.
W czasach plemiennych odbywały się
postrzyżyny i chłopiec przechodzil spod opieki matki pod rękę ojca. W
późniejszych wiekach odbywały się ceremonie rycerskie i chłopiec mógł
naśladować mężczyzn, przejmując ich zachowania.
Z czasów, o których mówię, pozostało tylko sedno: łączyli się
z grupy, ustalali hierarchię, wybierali przywódców i grupa napadała na inną
grupę. Toczyli bitwy. Wspominający opisuje uliczną bitwę z Dolnym Miastem,
gdzie mieszkała liczna grupa chłopaków z ul. Toruńskiej i z przyległych. Bitwa
ttoczyła się przy torowisku PKP. "Próbowali wedrzeć się na nasz. teren". Doszło do poważniejszego starcia.
Biskupia Górka wystawiła armię złożoną z pięciu chłopaków, opierającą się
trzydziestu. Już zdobyli tory, przeszli przez nie i wspinali się na skarpę. Trzeba było wezwać posiłki. Wysłali młodszego: przebiegał przez
podwórka i zakamarki, zwołując chłopaków. Byli solidarni, stawili się na pole
bitwy w liczbie pięćdziesięciu.
Przy torach leżały kulki rudy żelaza o fioletowo-bordowym kolorze,
bardzo ciężkie. Rzucano nimi, była to niebezpieczna amunicja. Dwóch z Biskupiej
Górki dostało w głowę, jeden się przewrócił.
Guzy na głowie utrzymywały się przez dziesięć dni. Wspominający jako
ośmiolatek uczestniczył w bitwie w oddziale pomocniczym.
Starsi sprawowali rządy na ul.
Biskupiej, Na Stoku, Mennonitów, Salwator. "Z roku na rok człowiek był
bardziej akceptowany przez uliczną starszyznę" - czytam we wspomnieniach..
Mieli swój rejon między kamienicami.
Na samym środku rosło kiedyś drzewo, pień tkwił jeszcze latami. Nieraz
zakradali się z tyłu do szopek i komórek, które stały po obu stronach tego
podwórka, i wyciągaliśmy skarby – rzeczy
dorosłym nieprzydatne. "Przedmioty pochodziły z czasów II Wojny Światowej,
czy nawet z jeszcze wcześniejszego okresu, jakieś powyginane pręty z napisami w
gotyku. Z dzisiejszego punktu widzenia powiedziałbym, że to były dosłownie
skarby dla zbieraczy, przedmioty o dużej wartości materialnej, które my, wtedy
jako malcy, wyrzucaliśmy".
Korzystam ze wspomnień, pisząc powieść o ludziach z tej
dzielnicy, ale jak potraktowałam fakty? Jest chłopiec, który znalazł coś
cennego, ale zna już słowo patologia. Postanawia, że on wszystkim pokaże, kim
jest. Dzielnica zamarła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz