W kolejnym odcinku mojej powieści "Królowa Salwatora", Czytelnicy mogą zapoznać się z wymyśloną przeze mnie sceną, która, na szczęście, nie wydarzyła się w życiu. Postacie są fikcyjne. Nie mam, oczywiście, zdjęcia budynku, o którym mowa, bo już runął. Te schody prowadzą do kamienicy, której poświęciłam dramatyczną scenę.
Michał
podszedł bliżej, niezauważony przez dwóch mężczyzn, którzy nie zwracali uwagi
na takich jak on, miejscowych, źle ubranych, byle jakich ludzi, którzy wtapiali
się w pejzaż.
Mężczyzna
w kapeluszu patrzył na ceglaną ścianę budynku, podpartą drągami. Stał jako ostatni
z domów na Biskupiej.
-
Gdy zaczniemy wykonywać podkopy, ten budynek może runąć - powiedział
cudzoziemiec w kapeluszu.
-
Trzeba było dawno rozebrać tę ruderę, teraz to powiększy nasze koszty - rzekł
inżynier z niezadowoleniem.
-
Czy jest tam więcej budynków w takim stanie? - zapytał inwestor.
Inżynier
wzruszył ramionami. - Nie przeprowadzaliśmy analiz. Nie było tego punktu w
umowie.
-
Rozsądek nakazuje, by się zainteresować otoczeniem. Domy stoją na dość wysokim
wzgórzu. Przeprowadzamy prace ziemne w dość niewielkiej odległości od jego
podnóża. Nie wiadomo, na jaki rodzaj gleby natrafimy, gdy się głębiej
wgryziemy.
-
Może nastąpić katastrofa budowlana - rzekł ponuro inżynier. - Domy są
zamieszkałe.
-
Trzeba się liczyć z ofiarami śmiertelnymi. Tego trzeba za wszelką cenę uniknąć,
gdyż grożą nam długie i kosztowne procesy sądowe.
-
To opóźni realizację inwestycji. Nie możemy do tego dopuścić - rzekł inżynier.
-
Jakie widzi pan rozwiązanie? - zapytał inwestor.
-
Mieszkańców wykwaterować, domy zburzyć - rzekł zdecydowanie inżynier.
-
Tego paragrafu nie było, kiedy zwracaliśmy się do władz miejskich o pozwolenie
na budowę.
-
Bardzo więc możliwe, że w ogóle nie rozpatrzą naszego wniosku - rzekł ponuro
inżynier. - Jakie pan widzi rozwiązanie?
-
Budowa tanich mieszkań dla tych ludzi - rzekł inwestor.
-
Tu mieszka biedota, nie stać ich wzięcie setek tysięcy kredytu na zakup
mieszkania, Wiele starych ludzi, mieszkali tu całe życie, są przywiązani do
miejsca. Nie będą chcieli się wyprowadzić. - W głosie inżyniera brzmiała
desperacja.
-
Będą musieli, jeśli przystąpimy do rozbiórki ich domów - powiedział inwestor i
uchyliwszy kapelusza, ruszył w stronę oszklonego pawilonu biurowego.
Inżynier
odwrócił się w stronę Biskupiej Górki i obserwował budynki podparte drągami. Na
jego twarzy widniała złość i zawziętość.
Michał
odwrócił się i pobiegł szybko w górę. Kiedy tylko dostał się do lasu, rzucił
się na ziemię i objąwszy głowę rękoma, zaniósł się rozdzierającym serce
szlochem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz