Moja powieść "Złota ćma" jest określana jako kryminał. Ten wątek nie całkiem można uznać jako dominujący. Oczywiście, zgodnie z prawidłami gatunku już w pierwszym akapicie oficer śledczy patrzy na człowieka, który wisi na łańcuchach, a palce jego stóp nie sięgają do bruku. Akcja toczy się w Muzeum Bursztynu, mieszczącego się wtedy w Katowni.
Jednakże już w tej scenie pani kustosz wykorzystuje niezręczny czas czekania na otwarcie gabloty z okazami bursztynu, by je wręczyć ważnym gościom z zagranicy.
"Gdańsk był zawsze najbogatszym miastem Rzeczpospolitej - mówiła z zachwytem, wpatrując się w gości, by skupić ich uwagę. - Całe siedemset lat należał do królów Polski. Słynęli z wielkiej tolerancji. Nie pytali o wyznanie religijne. Nie interesowało ich pochodzenie etniczne. Wystarczyła im deklaracja: Chcę być obywatelem Rzeczpospolitej. Te słowa wypowiedział piwowar Hewelke, który zasłynął jako astronom Heweliusz. W podzięce polskiemu królowi nazwał jego imieniem odkryty gwiazdozbiór. I odtąd aż do końca świata będzie świecić na niebie Tarcza Sobieskiego".
Akcja zaraz powraca do wątku kryminalnego: w bramie pojawia się elegancki pan z czarną walizeczką. Czyżby miał w niej okazy bursztynu i przybył, aby ratować honor miasta? "Nagle ponad bramą pojawiła się głowa. Człowiek ten musiał mieć nieomal trzy metry wzrostu." Atmosferę rozładowało pojawienie
się szczudlarza.
Wywiadowca zauważył kogoś przemykającego po dachach z ogromną zręcznością. To Józio Dachowiec, ucieka, boi się, czyżby coś niepokojącego widział na placu?
I tak wątki przeplatają się cały czas. Musicie przyznać, że to dobry gatunek, nic dziwnego, że sięgnął po niego znany Umberto Eco. A kto zna imię tego dzieła? To zagadka, choć tylko intelektualna i trochę podpowiedziałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz