niedziela, 7 listopada 2021

Ziemia, cudzy dom

Kosmonaucie udało się wyrwać z koszmarnego Osiedla na Księżycu i wylądować na ojczystej Ziemi, jak pisze w swej powieści Janusz A. Zajdel "Cylinder van Troffa". Kiedy był już blisko, włączyła się kamera i pokazała jednolicie czarną powierzchnię. Niektóre rzeki i jeziora zniknęły, prawie nie było zieleni, Ziemia wyglądała jak jedno wielkie pogorzelisko. Co się stało, skąd takie straszne zmiany? "Gdyby nie odbicie radarowego lokatora, można by sądzić, że rakieta zawisła nad bezdenną otchłanią..."

Czarne, gigantycznych rozmiarów pola były fotoogniwami, pochłaniającymi wszelką energię promienistą, dodatkowe skomplikowane elementy przetwarzały ją w elektryczność. Zieleń jest niemal bezużyteczna, pochłania tylko czerwoną część widma, czerń pochłania wszystko. Z pochłoniętej energii roślinność zużywa zaledwie setną część dla wytwarzania produktów fotosyntezy. Można powiedzieć, że jest bezużyteczna. Czarna płyta fotoogniw pochłania i przetwarza wszystko. Produkcja żywności syntetycznej jest nadzwyczaj wydajna. Czyżby na Ziemi udało się opanować tę technologię?

Bezkresna, gładka pustynia dowodziła, jak obłędnie konsekwentni w realizacji planów są ludzie związani z nauką, techniką, postępem. A wszystko dla człowieka, w imię ludzkości. Potem realizowaliśmy własne ambicje, nie umiejąc postawić tamy. Pewni, że wiemy, czego potrzebuje ludzkość lepiej  niż ona sama, podporządkowaliśmy  potrzeby ludzi, niszcząc wszystko, obojętni na przerażające skutki. Dowodziła tego czarna gładka pustynia.

Rakieta wbiła  swe łapy w czarne płyty, kosmonauta postawił nogi na nich nogi. Zobaczył piasek pomiędzy płytami, zaczerpnął go pełną garścią i uniósł do oczu: był taki sam, jak przed jego odlotem, prawdziwy, ziemski. Sprawiło mu to wielką radość, był to jedyny dowód, że powrócił na swoją Ziemię. 

Nagle w oddali pojawił się lecący pojazd, zbliżał się do niego i wzbudzał w nim coraz większe przerażenie, tym bardziej, że wysiadły z niego jakieś postacie i zbliżały się do dziury, którą wyrąbała jego rakieta. Odetchnął jednak z ulgą: były to roboty, zajęły się naprawą  zniszczonych płyt, wkrótce nie było po niczym  śladu, a roboty, nie zwróciwszy uwagi na ukrywającego się człowieka ani też jego rakietę, zawróciły do swojego pojazdu, który wkrótce zniknął w przestrzeni. 

Kosmonauta szedł do pobliskiego miasta. Rosły wysokie i gęste chwasty, Autostrada podzielona namalowanym pasem była pusta, nie minął go ani jeden pojazd, wokoło nie zobaczył ani jednego człowieka. Zatrzymał się obok zniszczonej willi za parkanem zarosłym chwastami. W ciemnym wnętrzu stały zniszczone meble, leżały stosy niepotrzebnej odzieży, ale nie spotkał gospodarzy, od dawna ich nie było. 


Szedł dalej, ciemniało, lampy nad ulicą były rozbite, nagle minął go duży samochód. Zatrzymywał się przy lampach i po chwili znowu zapaliły się żarówki. Nad jego głową świsnął kamień, potem następne, żarówki strzeliły, zrobiło się ciemno. Z krzaków wybiegły skulone postacie w łachmanach, z workami na ramionach.  Byli wyrzutkami, złodziejami, udającymi się na nocną wyprawę. Z ich rozmowy, a raczej kłótni, zorientował się, że wszystko już rozgrabione, musieli się spieszyć. Doszli do osiedla, lecz tu również wszystko było rozkradzione. Kosmonauta zauważył  na ścianach liczne podajniki jedzenia, całkowicie potłuczone, konkurencyjna grupa ich ubiegła, więc szybko ruszyli w dalszą wędrówkę. 

Poszedł w inną stronę i dotarł do budowli, schody prowadziły w dół. Ledwo stanął na górnym stopniu, schody ruszyły w dół, dotarł do tunelu, zorientował się, że kursuje pociąg. Po chwili usłyszał zapowiedź. Na ścianach wisiały automaty do napojów, były czynne, więc się napił. W rynnie pojawiło się cygaro pociągu, drzwi się otworzyły, wsiadł. Zatrzymywał się na wielu stacjach, on jednak gubił się w topografii, wysiadł więc na stacji Skarpa. 

Dopiero wtedy zauważył, że peron zalegała kłębiąca się masa burych szczurów z podniesionymi ogonami. Każdy z nich trzymał w łapkach paczuszki ze zdobyczami z miasta, było to jedzenie. Gapiły się na kosmonautę, lecz gdy megafon ogłosił przyjazd  pociągu i drzwi do wagonu się otworzyły. Gromada szczurów ruszyła hurmem, rozsiadając się na fotelach. Mimo zapowiedzi, pociąg stał. Po chwili na górze schodów pojawił się spóźniony szczur, dźwigając paczuszkę niewiele mniejszą od niego, dobiegł do pociągu i wskoczył do wagonu. Dopiero wtedy rosły szczur, stojący na tylnych łapkach, odsunął się od kamery, śledzącej brzeg peronu, wskoczył do wagonu, a pociąg ruszył. 


Kosmonauta wyszedł drugą stroną tunelu na jasno oświetloną ulicę miasta, lecz pustą. Zapytał sprzątającego robota, gdy może dostać coś do jedzenia i się przespać. W hotelu również był jedynym gościem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz