Kosmonauta przybył na Ziemię z Osiedla na Księżycu. Nie wiedział, dlaczego ludzie w nim mieszkają nie wolno im powrócić na Ziemię. Są niejako uwięzieni, i to od kilku pokoleń. Czy na coś czekają? Czemu nie wracają, czasem tylko wyrzucą jednego z nich, oskarżonego o rzekome przestępstwa, nagiego, bez żadnych środków i broni. Nie wiemy, czy uciekli, czy przebywają tu za karę. Kosmonauta odkrył w mieście na Ziemi niespodziewaną odpowiedź na wszystkie pytania. Janusz A. Zajdel podaje niezwykłe rozwiązania w swojej powieści "Cylinder van Troffa"
Miasto, do którego przybył i czegoś w nim szuka, ma rzekomo idealne warunku do życia. Przecinają je czyste, lecz puste ulice, nikt bowiem nie jeździ pojazdami zgromadzonymi w magazynie, utrzymaniem porządku zajmują się roboty. Ludzie nie mają żadnych obowiązków ani zajęć. Oczywiście nikt nie musi pracować zarobkowo ani też płacić za cokolwiek. W wielu miejscach znajdują się pojemniki z jedzeniem i piciem. Można nocować w różnych domach, jakby hotelach, przez dowolną liczbę nocy.
Kosmonauta zauważył dziwną scenę. Wokół ulicznej latarni zgromadziła się grupa chłopaków,ponaglając śmiechem i okrzykami robota do wspinaczki na słup. Poganiali go, używając prostackiej gwary, dalekiej od porządnej mowy kulturalnych i wykształconych ludzi. Było wesoło, lecz robot nie dał rady wejść wyżej i runął prosto na głowę jednego z grupy, który padł martwy. Chłopcy, czyli gnyple, nawet się nie obejrzeli na ciało swego kolegi, gdyż ich uwagę przyciągnął kosmak. Wyciągnęli pałki zza pazuchy, jednakże jeden strzał z porażacza kosmonauty rozegnał ich po pustych ulicach.
Biedacy z łachmanach, na których kosmak się natknął na obrzeżach miasta, musieli walczyć o przetrwanie i szukać niepotłuczonego podajnika jedzenia. Gnyple ich niszczyli i likwidowali z zaciętością i pogardą. Nikt nie reagował, nie bronił nędzarzy. Kosmonauta słyszał również słowo docent, domyślił się jednak, że nie określa człowieka z tytułem naukowym.
Udało mu się spotkać z docentem, który go zaprosił do swojego pomieszczenia, a właściwie apartamentu. Było to obszerne mieszkanie, przypominające pałac, eleganckie i komfortowe. Docent miał na imię Mark, wkrótce przybyli jego przyjaciele. Było to sześciu ostatnich. Kosmonauta dowiedział się, jak się potoczyła historia ostatnich stuleci i co spowodowało całą tę sytuację.
Ziemia była przeludniona. Całą jej powierzchnię pokryto czarnymi panelami, by dostarczyć energii i pożywienia. To jednakże nie wystarczało, by wykarmić wszystkich. Zaprzęgnięto do roboty naukę, znaleziono globalne rozwiązania i wcielono je w życie. Wynaleziono specyfik, który zaaplikowano niemal wszystkim na całym świecie. Powodował bezpłodność, jedynie dziesięć procent ludności mogło mieć dzieci.
Ta grupa otrzymała znaczące przywileje, co oczywiście budziło niechęć, delikatnie powiedziawszy, i zawiść. Okazało się jednak, że pojawiła się populacja z poważnymi wadami genetycznymi. Ponownie wprowadzono globalne naukowe rozwiązania. Mijały pokolenia i znowu pewna część ludzi z naukowo wyselekcjonowanej grupy budzi rozczarowania: rozmnażają się bardzo szybko, lecz ich poziom inteligencji był skandalicznie niski. Tymczasem postarzała się grupa z poprzednich doświadczeń i to byli właśnie ci nędzarze, których niszczyli gnyple, i tak obie grupy miały wyginąć. Wprowadzono kolejno globalne i naukowe prawo: niemal nie było dziewczynek.
A co się stało z kosmonautami z wyprawy na Dzetę, pozostawionymi w Osiedlu na Księżycu? I co to jest ten cylinder van Troffa, czy nosi się go na głowie. I kto mógłby z niego skorzystać, gdy wyludni się Ziemia. Czy ludzie z Osiedla na Księżycu ocaleją i będą mogli ocenić globalne i naukowe ratowanie ludzkości? Trzeba sięgnąć do powieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz