niedziela, 31 października 2021

Ziemia to wolność

Jak pamiętamy z poprzedniego wpisu na tym blogu, kosmonauta przebywający wraz z całą grupą w Osiedlu księżycowym, planował ucieczkę na Ziemię. Opisał to ze szczegółami i bardzo pomysłowo Janusz A. Zajdel w swojej powieści "Cylinder van Troffa", którą właśnie omawiam, gdyż jest szalenie ciekawa. 

Pojemniki z dwutlenkiem węgla, który wyniósł, znalezione przypadkiem, kosmonauta postawił w przepompowni, gdzie huczały maszyny, nie było słychać, jak po opróżnieniu napełniano je tlenem. Przygotowywał się do opuszczenia Osiedla księżycowego i do ucieczki na Ziemię.


 Komandor skłonił główną radę, by przydzieliła drużynie jakieś prace, otrzymali zgodę, lecz tam nie było wiele do zrobienia, automaty zajmowały się wszystkim, również bezduszną i traktowaną z obojętnością ceremonię "przechodzenia na emeryturę"

Kosmonauta stwierdził, że może to zrobi, w odpowiedzi usłyszał, że to jego sprawa i obowiązek. Gdy obserwował pozbywanie się zwłok, jako że tej chłodnej czynności nie można było nazwać ceremonią,  wpadł na doskonały pomysł. Nieboszczyka przywieziono na wózku i zsunięto do otworu przypominającego zsyp na śmieci. W pomieszczeniu siedziała kobieta, z pewnością żona "emeryta". Nie padło ani jedno słowo.

Kosmonauci zajmowali się organizacją ucieczki, robili to tak sprytnie, żeby nikt z Rady  Osiedla nie zauważył , że zniknęła jedna osoba. Był tylko jeden sposób: "przejście na emeryturę". Komandor gniewnie zrugał przedstawiciela Rady za ich niewłaściwe traktowanie kosmonautów, zawiadamiając, że już jeden z nich odebrał sobie życie. Wyjaśniał z wściekłością, że przecież przybysze byli przyzwyczajeni do działania, ruchu, wolności, a tymczasem tylko nudzą się w pustych korytarzach lub zajmują się banalnymi zajęciami, które właściwie wykonują automaty, podobnie jak wszystko. Te właśnie te nudne i puste dni skłoniły jednego z kosmonautów do popełnienia samobójstwa, mówił z gniewem Komandor. Pełnomocnik Rady słuchał pokornie, wcale się nie przejął śmiercią kosmonauty, obiecał po prostu przysłać odpowiednie służby porządkowe, by się zajęły organizacją pogrzebu. Lunantropi za rzecz normalną uważali śmierć, obowiązkiem każdego z mieszkańców Osiedla było nie przekroczyć sześćdziesiątego roku życia. 

Ben i Luiza pracowali w służbie porządkowej, rozwozili po mieszkaniach upraną odzież i pościel, mieszkańcy niewiele mieli zajęć, nie musieli nawet zajmować się prostymi codziennymi porządkami. Kiedy Komandor beształ pełnomocnika, Ben i Luiza zrobili kukłę i zapakowali ją w pogrzebowy worek, który łatwo było zdobyć. Ben na wózku położył kukłę w plastykowym worku, udającą nieboszczyka.Potrzebowali jednak prawdziwych zwłok, gdyż automaty kontrolowały zmarłego, sprawdzając, czy nie jest tylko zemdlony lub czy nie ma zapaści. W Osiedlu łatwo było zdobyć zwłoki 

Kiedy już należało dokonać pochówku i wszyscy się zebrali w małym pokoju Komandora, dowódca zrobił kolejną straszliwą awanturę pełnomocnikowi Rady, domagając się wykonania starego obyczaju i ubrania "nieżywego" kosmonauty w jego skafander kosmiczny. Dopiął swego, w skafander ubrano kukłę, a żywy kosmonauta, leżał pod spodem. Udało się położyć  zwłoki na katafalku i dokonać ceremonii pogrzebowej, automat potwierdził, że usuwają martwe ciało. W małym pokoiku Komandora zmieścili się tylko kosmonauci, wysocy i potężni mężczyźni, zachowujący się gwałtownie z powodu utraty swego kolegi, zrobili zamieszanie, strażnicy zostali wypchnięci na korytarz. Zamienili zwłoki i kukłę, a prawdziwy i żywy kosmonauta wyszedł cało z kolegami.  Wszystko się udało.  Musiał jeszcze wydostać się na górną pokrywę Osiedla, skąd już prosta droga prowadziła na zewnątrz. Wywołali pożar, by kosmonauta mógł spokojnie odkręcić śruby w klapie na dachu, wydostać się z Osiedla i dotrzeć do rakiety. 


Poczuł się wolny, dopiero gdy rakieta znalazła się na trajektorii lotu ku Ziemi.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz