Dzielnica Biskupia Górka, najstarsza w Gdańsku, z pięknymi domami, wymaga nieustannej opieki. Mieszkańcy i stowarzyszenia pilnują, by kolejna kamienica podparta drągami nie zawaliła się w gruzy. Otrzymaliśmy również pozytywną odpowiedź od władz miasta w sprawie budynku przy ulicy Biskupiej 35. Kolejny jednak fragment dzielnicy wymaga zmiany, potykamy się o niego codziennie, dosłownie - to nawierzchnia ulic.
"Była noc, godzina druga
trzydzieści, czas diabła. Czarne niebo rozdarła nagle błyskawica, zaświeciła w
okna. Ludzie otwierali oczy i leżeli na wznak, nasłuchując. Wyrwani ze snu,
czuli nieokreślony niepokój. Nie wiedzieli, co ich przeraża. Błyskawica znowu
rozdarła czerń nieba. Zaczynali odgadywać, usiłując zebrać myśli, jeszcze
uśpione. Nagle szum, równy, stały, ciągły. Oczy same się rozwarły. Zobaczyli
strugi deszczu, padały z nisko wiszących chmur. Czarne kłęby skupiły się nad
Biskupią Górką, ogarniały ją ze wszystkich stron.
Woda lała się wprost na
szczyt góry i spływała strumykami po zboczach, rozdzielając się, by ominąć
drzewa, potem łączyła się w rzekę, waliła w dół, wciąż nabierając siły.
Uderzała o pnie, toczyła kamienie, wymywała jamy i wpadała w nie z chlustem i
bełkotem, błyskawicznie je napełniając po krawędzie i wypływała wodospadem, by
popędzić w dół, prosto na domy i ulice. Po drodze miała skarpę, usypaną górę
ziemi, przyklepaną tylko łopatami, udeptaną nogami i pozbawioną drzew. Pnie
wbiły się paluchami w ziemię, trzymały się jej pazurami. Chlust wody, potem
silniejszy, trzy palce już na powierzchni, tylko dwa, zakrzywione, wciąż się
trzymają. Teraz uderzył strumień, pień wali się głową w dół, obraca,
koziołkuje, spada, sunie wraz z ziemią. To pierwsza fala.
W mieszkaniach ludzie
usiedli na łóżkach. Z przerażeniem patrzyli przed siebie, ale widzieli tylko
czarną ścianę. W ich uszy walił szum deszczu. Potem usłyszeli łoskoty. Zerwali
się, krzycząc: "Obudźcie się!" Skoczyli na podłogę, naciągali spodnie
i buty, wybiegali na schody, wołając: "Ludzie! Ratujcie!" Nogi ich
dudniły w dół po schodach. Wpadali do piwnic i wybiegali z nich, trzymając w
rękach łopaty, wiadra i narzędzia. Naciągali na głowy kaptury płaszczy
przeciwdeszczowych i już przechodzili przez próg, na ulicę, prosto pod walące z
góry strugi wody. Dołączali do nich inni, ci z dolnych domów na ulicy, mimo że
mieli trochę więcej czasu, zanim do nich dotrze rwący strumień i zaleje klatki
schodowe, wedrze się do piwnic, by tam się zatrzymać, stanąć i zamieniać się w
czarny szlam.
Tymczasem ludzie biegli
w stronę przeciwną, w górę Biskupiej. Na tle czarnego nieba i strug deszczu
odcinały się ich pochylone sylwetki. Dobiegali już do skarpy. Ktoś tu pracował.
Kopał rów odprowadzający strumień wody w bok, kierując ją poza skarpę. Ludzie
do niego dołączyli, rów szybko się pogłębiał. Nagle woda wrzuciła do niego pień
z zakrzywionymi korzeniami. Zahaczyły o brzegi wykopu, woda pchała go od spodu
i przelewała się górą.
Kilku rzuciło łopaty i
pochwyciło za korzenie, usiłując go wyciągnąć. Wparł się i waliła w niego woda,
dodając ciężaru. Spływała ludziom po rękach, przyciskając je i odbierając siły.
Ktoś wskoczył do rowu z
łopatą, by podkopywać pień. Po chwili podpłynęło pod niego więcej wody,
poruszył się zadrżał i posunął nieco do przodu. Kilku wyskoczyło z rowu, by go
poszerzać w tym miejscu, gdzie pień się zaklinował. Inni pchali go z drugiej
strony. Ruszył powoli, ale znów się zatrzymał i zaczepił, i nagle, gdy już nie
wiedzieli, co robić i podnosili ręce, by obetrzeć mokre twarze, chlusnęła
wielka fala, popchnęła go, pochwyciła na grzbiet i ruszyła w dół.
Woda porwała ze sobą
ziemię, która została wyrzucona na bok z wykopu. Czarna fala popłynęła w dół.
Rozgarniali ją łopatami, nabierali błoto w wiadra i biegiem wylewali jak
najdalej z boku, omijając ulicę.
- To na nic! - ktoś zawołał - trzeba ją skierować do
kanalizacji.
- Gna wierzchem krat - zauważył ktoś inny.
- Mówiłem podczas poprzedniej burzy, że kanały są
zapchane - krzyknął Michał. - Trzeba je odetkać!
- To właź tam, jak jesteś taki mądry!
Michał oparł się na łopacie.
- Kto ze mną?
Nikt nie wystąpił z grupy.
- Tchórze! - Chciał splunąć, ale przecież lał
deszcz."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz