I kto pozostanie
"Leżał wśród gruzów na barłogu. Od deszczu ochraniał go nawis dawnego sufitu. Pod jego łożem ze skrzyń i desek, bardziej przypominających arkę, piętrzył się pagór. Tworzyły go pokruszone ściany i ziemia, wypluta z wnętrza. Zarósł drzewami i trawą. Jego łoże stało na samym szczycie, co dawało staremu widok na większą część miasta. Wyglądało tak samo jak i jego siedlisko: pagóry gruzów porośnięte rzadkimi drzewkami, wypiętrzającymi się spomiędzy osmalonych na czarno ścian.
Leżał wciąż z zamkniętymi oczami, czując na powiekach chłodne krople wody.
- Zbudź się, zbudź! - dobiegł go głos.
To był chłopiec, Halber, najstarszy ze wszystkich."
Akcja opowiadania "Wodospad", zamieszczona w tomie "Plan" toczy się w zrujnowanym mieście. Dorośli już wymarli, pozostały tylko dzieci, w różnym wieku. Tego ranka przyniósł nie tylko biopicie, wyglądające jak brudna ciecz, smak miała tak samo obrzydliwy jak wygląd. Chłopiec miał w torbie jedzenie, karmiła ich litościwa ręka świata.
Tego dnia przyniósł jeszcze wiadomość, której nie rozumiał. Wokół miasta pojawiły się białe ptaki. Czym są, rozumiał tylko mężczyzna, leżący w barłogu. To namioty pomocy medycznej, która przybyła, by ratować mieszkańców, kryjących się w ruinach. Sanitariusze nosili maski na twarzy, by nie oddychać powietrzem tym samym, co dzieci w mieście.
Mieli w rękach kije, jak chłopiec nazywał metalowe rozpylacze. Gdy wytryśnie z nich trujący gaz, tylko przybysze będą mogli oddychać. A co z dziećmi w mieście? Tylko starszy mężczyzna znał odpowiedź. Nagle
usłyszeli głośne wycie, potem syczenie. Był to wir powietrza i gazów, który
pędził do przodu, obracając się wokół swojej osi.
"- Wrzeciono –
szepnął chłopiec przerażony.
Przemknęło obok ich
pomieszczenia. Były pozostałością po działaniach wojennych, jakie się kiedyś
toczyły w tym mieście. W ziemi drzemały tysiące min próżniowych. Wojsko nie
znało sposobu ich zneutralizowania. Należało czekać, aż będą samoistnie
wybuchać. Ludzie z zewnątrz nie mogli ryzykować własnym życiem i przyjść do
spustoszonego miasta szukać min. Mogły być wszędzie. Wiedzieli poza tym
doskonale, że wykopać ich nie można
Po zakończeniu działań
wojennych miasto zamknięto i otoczono kordonem. Zakazano wstępu komukolwiek,
czy to był przedstawiciel Human Rights Watch czy producent odżywek lub też
przedsiębiorstwo rozbiórkowe, liczące na zysk. Potem przyszła nieznana choroba.
Choć zdziesiątkowała pozostałych mieszkańców miasta, ale nie to było
najstraszniejsze. Jej wynikiem była zła sława, wywołująca strach w świecie.
Odtąd nikt już nie mógł opuścić miasta. Każdego uważano za nosiciela
niebezpiecznych genowirusów.
Mieszkańców trzymała przy
życiu karmiąca ręka świata. Dostarczano żywność i ewentualnie wszystko, czego
by potrzebowały takie obdarte brudasy koczujące wśród ruin. Świat zewnętrzny,
zadowolony ze swej szczodrości, czekał w poczuciu spełnionego obowiązku. Zbyt
długo, ostatni mieszkaniec powinien już dawno umrzeć.
Oni jednak trwali na ulicach, gdzie osypywał się
gruz i spadały bloki betonu ze stropów, uaktywniały się bomby i czyhała zaraza.
To ich głupie trwanie przy swym nic nie wartym życiu, wyczerpało cierpliwość
ludzi z zewnątrz."
I co się wydarzy, kto pozostanie przy życiu? A może była to ostatnia bomba próżniowa?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz