niedziela, 12 czerwca 2022

Ocalenie

 
"Opowiem wam historię odnowy mojego świata. Był zdruzgotany i skazany na zagładę. Wśród płonącego asfaltu ulic przemykały się grupy ostatnich mieszkańców. Powtarzali sobie jednak pewną opowieść."
Już nie pamięta, od jak dawna mieszka w mieście, czy raczej w tym, co pozostało po domach i ulicach. Nie wie, dlaczego zblakły kolory i co się stało z dżunglą i z wodospadem, i gdzie podziały się zwierzęta, krzyczące z głębi zieleni.
Skakali w dół z wodospadu. Dlaczego zniknął ich świat, być może z powodu ludzi, którzy dawali im pieniądze za skoki do wody. Wszystko zginęło, pozostała tylko opowieść o wodospadzie, którą opowiadał im starszy człowiek, nazywany przez nich ojcem.

Jak pisałam w poprzednim poście na temat opowiadania "Wodospad", zamieszczonego w tomie "Plan", w mieście pozostała jedynie grupa nastolatków. Dostawali żywność od organizacji pomocowych, jednakże ci ludzie, zgromadzeni w białych namiotach planowali zniszczenie ocalałych, którzy przecież stanowili dla nich problem i zagrożenie. Po zakończeniu


działań wojennych miasto zamknięto i otoczono kordonem. Zakazano wstępu komukolwiek, czy to był przedstawiciel Human Rights Watch czy producent odżywek lub też przedsiębiorstwo rozbiórkowe, liczące na zysk. Potem przyszła nieznana choroba. Choć zdziesiątkowała pozostałych mieszkańców miasta, ale nie to było najstraszniejsze. Jej wynikiem była zła sława, wywołująca strach w świecie. Odtąd nikt już nie mógł opuścić miasta. Każdego uważano za nosiciela niebezpiecznych genowirusów.

Mieszkańców trzymała przy życiu karmiąca ręka świata. Dostarczano żywność i ewentualnie wszystko, czego by potrzebowały takie obdarte brudasy koczujące wśród ruin. Świat zewnętrzny, zadowolony ze swej szczodrości, czekał w poczuciu spełnionego obowiązku. Zbyt długo, ostatni mieszkaniec powinien już dawno umrzeć.

Oni jednak trwali na ulicach, gdzie osypywał się gruz i spadały bloki betonu ze stropów, uaktywniały się bomby i czyhała zaraza. To ich głupie trwanie przy swym nic nie wartym życiu, wyczerpało cierpliwość ludzi z zewnątrz. Eksperci zapewniali, że min próżniowych nie można uniknąć, jednak mieszkańcy je omijali. "

Demokraci z zewnątrz zaczęli zadawać pytania rządowi o prawa tych istot. Liberałowie podkreślili czerwonym ołówkiem kolumnę z wydatkami łożonymi na utrzymanie miasta. Karmiąca ręką świata zaczynała się zaciskać w pięść. Palce szykowały się do zakręcenia kraniku na rurce kroplówki. "

Pod gruzami pozostały jednak bomby, wydobywające się z głębi i z wyciem lecące pod niebo, by spaść z wielką siłą. Nagle od uderzenia wytrysnęła  woda, potem opadła. Było jej bardzo dużo, spadała kaskadami, jak silny wodospad. Zalewała gruzy i spływała ulicami. 

Samochody pomocy społecznej włączyły motory i z wielką prędkością odjechały. Opuściły to miasto na zawsze. Pozostał tylko sanitariusz, lekko upośledzony, ale nauczył mieszkańców wszystkiego, co im było potrzebne do przetrwania. 





 

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz