"Tha Golden Moth" - to angielski tytuł mojej powieści "Złota ćma ". Zamierza ją wydać Royal Hawaiian Press. Podpisałam już umowę i dostałam projekt okładki. Jest naprawdę oryginalna i niezwykła, a co więcej, stwarza aluzje co do treści utworu. U góry wydatne usta pozwalają się domyślać, że wątek miłosny i erotyczny jest silny. Ustawiony w poprzek tytuł skupia uwagę patrzącego, który od razu posuwa wzrok w dół i właśnie tam natrafia na dziwne skrzydełko. To właśnie ta ćma, a na niej moje nazwisko.
W Muzeum Bursztynu zdeponowano piękny naszyjnik z bursztynów, w jego centralnej części umieszczono duży kawałek bursztynu, pięknie oszlifowany. Kiedy spojrzeć na niego pod pewnym kątem, dostrzegamy coś niezwykłego: to jakby skrzydełka owada sprzed milionów lat. Kiedyś siedział na potężnym pniu drzewa, a z góry pełzła powoli kropla żywicy. Kiedy dotarła do owada, oblała go, nie mógł już poruszyć skrzydełkiem, zastygł w bezruchu, żywica zastygała powoli, ale już na zawsze.
Tę bryłkę bursztynu przywiózł z geologicznej wyprawy pewien młody doktorant i podarował znalezisko swojej dziewczynie, która umiała szlifować bursztyn i robić z niego piękną biżuterię. Powstał oryginalny i piękny naszyjnik. Dzieło miało tak niezwykły wygląd, że nie mogli się zdecydować na sprzedaż, mimo że osiągnąłby z pewnością wysoką cenę, czuli się emocjonalnie związani. Mężczyzna miał również swoje głęboko ukryte motywy: przywiózł ten kawałek bursztynu z naukowej wyprawy badawczej, mającej na celu zupełnie coś innego niż bursztyn, a mianowicie poszukiwanie złóż ropy naftowej. Kiedy on przyglądał się tej złotej bryłce, widział na skrzydełku ćmy coś jakby kropelkę. Z pewnością nikomu nie zamierzał zdradzić tej tajemnicy.
Naszyjnik, leżący w gablotce w Muzeum Bursztynu, przyciągał wzrok wszystkich zwiedzających. Zachwycali się robotą artystki, która doskonale dobrała bryłki bursztynu pod względem koloru i tonacji do tej umieszczonej w centralnym miejscu naszyjnika. Nikt jednak nie odgadł tajemnicy, nawet ważni goście z zagranicy, znawcy bursztynu. Jeden z nich, profesor, chciał za wszelką cenę zacisnąć swą rękę na tym naszyjniku. Domagał się, by dyrektor Muzeum otworzył gablotę. Nastąpiła chwila naładowana napięciem. Dyrektor i jego asystentka, a nawet zebrani goście podejrzewali, że profesor może zacisnąć rękę na naszyjniku, schowa go do swojej teczki i zatrzaśnie zamek. A jeżeli nie zechce oddać naszyjnika? Czy dyrektor będzie chciał wyjąć go siłą? Czy może wezwać policję? Ci goście przybyli z zagranicy na zaproszenie władz miasta. Przedłuża się straszna chwila, wreszcie dyrektor podnosi pokrywę gabloty, lecz ona ani drgnęła. Kto ją zablokował, był tylko jeden sposób: zniszczyć tablicę z bezpiecznikami. Kto się na to odważył i czyje to ciało tuż przed chwilą wywiozła ekipa policyjna, odczepiwszy je wpierw z łańcuchów, na których wisiało z rozkrzyżowanymi ramionami, budząc silne emocje i skojarzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz