Ludzi wywleka się z łóżek przed świtem. Unosili się w powietrzu, przenikali przez ściany, czując tylko drobne drżenie. Kiedy wrzucano ich z powrotem, przypominali sobie, co im zrobiono. Chcieli wierzyć, że to sen. Czuli, że coś jest nie w porządku. Szukali pomocy psychiatry.
Amerykański psychiatra John Mack wyznał, że po czterdziestu
latach praktyki żadne z zawodowych doświadczeń nie uczyniło go przygotowanym do
zetknięcia z ludźmi, utrzymującymi, że zostali porwani przez ufitów. Poważnie się
obawiali, że ich relacje będą odrzucone z niewiarą, a oni sami zostaną
wyśmiani. Ich opisy wyglądały jak rzeczywiste wydarzenia, zawierały wiele
szczegółów, a co więcej, nie miały wspólnej symboliki. Dla każdej z tych osób
przeżycia były bardzo emocjonalne i bolesne, traumatyczne, jak to się teraz
mówi.
Czy porywano tylko osoby o określonych cechach, na przykład
nadwrażliwych fantastów o umiejętnościach paranormalnych? Nie udało się ustalić
jakiegokolwiek wspólnego wzoru psychopatologicznego. Wprost przeciwnie, ludzie odznaczali
się psychiczną adaptacją i zdrowiem umysłowym. Nie udało się ich zaklasyfikować
do jednego typu osobowości. Nie jest tak, że są porywane tylko osoby wierzące
lub szczególnie wrażliwe czy uduchowione lub na odwrót. Psychiatra nie znalazł
również jednego wzoru sytuacji rodzinnej, to znaczy - nie są porywane wyłącznie
osoby samotne czy rozwiedzione, czy w jakiejkolwiek innej sytuacji społecznej.
Używam określeń ludzie albo porwani, a nie obiekty, czy
stosując jakieś inne określenie, rzekomo naukowe i bezstronne. Ufologowie
używają słowa "wzięcie", dla mnie jest zbyt obojętne. Byli porywani,
cierpieli, nie mogli się pogodzić z potwornością gwałtu, jaki im zadano jako
ludziom.
Nie udało się określić porwanych jako grupy mającej cechy wspólne,
to znaczy, że tylko pewni ludzie mają takie doświadczenia, które łatwo
zaklasyfikować jako fantazje, sny, omamy. Pochodzą ze wszystkich grup
społecznych. Psycholog John Mack obejmował badaniami studentów, budowlańców,
sekretarki, biznesmenów, pisarzy, komputerowców, muzyków, sekretarki, bramkarze
z nocnych klubów, akupunkturzystów, pracowników stacji benzynowych czy
urzędników pomocy społecznej.
Niektórzy z nich doskonale funkcjonują w społeczeństwie,
potrzebowali tylko wsparcia ze strony psychologa, aby zintegrować na nowo swoje
życie; inni czuli się całkowicie przytłoczeni tym przerażającym przeżyciem,
pojawiały się u nich filozoficzne refleksje i wymagali większego wsparcia od
psychologa.
Rozmawiał z wieloma porwanymi, ich relacje zawierały wspólne
cechy, mimo że te osoby nigdy się ze sobą nie komunikowały.
Pierwszym znakiem, że ma nastąpić porwanie, jest
niewytłumaczalne pojawienie się niebieskiego albo białego światła, które
dosłownie zalewa sypialnię. Slychać również dziwne brzęczenie albo buczenie. Odczuwają
niewytłumaczalne wrażenie czyjejś obecności. Widzą postać humanoidalną lub
nawet kilka, które asystują człowiekowi aż do unoszącego się w powietrzu
statku. Wiem, określenia brzmią zabawnie, wolimy nie wierzyć, że to się stało. UFO
stacjonujące ponad domem, gdieś na niebie, ma różne rozmiary, od paru stóp do setek
jardów. Często jest srebrzystym albo metalicznym cygarem, spodkiem, miewa
kopułę. Spod dna obiektu wydobywa się silne światło: białe, niebieskie,
czerwone. Teraz już rozumiemy, że jest związane z napędem. Wokół obiektu bywa
rząd okienek, również wypełnionych światłem. Czasami człowiek jest transportowany wprost przez nocne niebo do
statku matki. Widzi zarysy terenu czy swój dom, który obniża się z wielką
prędkością. Porwany często się opiera i walczy, na próżno, ale daje to
człowiekowi wrażenie, że nie jest bezwolną ofiarą.
Porwania zdarzają się nocą lub podczas wczesnych godzin
porannych.
Człowiek mówi sobie, że śni.
Psycholog jednakże doprowadza go wnikliwymi pytaniami do zrozumienia,
że w ogóle nie zasnął albo też właśnie się obudził. Człowiek czuje subtelne
przesunięcie świadomości, ale ten stan jest realny, a nawet bardziej niż
"normalny".
Czasami człowiek doznaje szoku i smutku, kiedy przed
psychologiem przekonuje się, że to, co uznał za wygodne tłumaczenie jako sen,
było pewnego rodzaju dziwnym, przerażającym i żywym, wyraźnym doświadczeniem,
dla którego nie ma żadnego wyjaśnienia.
Po pierwszym kontakcie, zobaczeniu kosmitów, porwany
zazwyczaj jest unoszony w powietrzu, płynie - tego słowa najczęściej używa.
Przenika przez ściany domu, okna czy przez dach samochodu. Kilku humanoidów
towarzyszy mu w tej drodze, podróży. Jest spraliżowany przez dotknięcie ręką
kosmity, czy też jakimś instrumentem. Może poruszać głową, zazwyczaj widzi, co
się dzieje, chociaż najczęściej zamyka oczy, żeby zaprzeczyć lub uniknąć
realności wydarzenia. Czuje totalną bezradność, pomieszaną z przerażeniem.
Czasem dostaje się do statku przez jego dno albo owalne okna
na brzegu. Chociaż najczęściej nie może sobie przepomnieć momentu przejścia.
Znalazł się w małym ciemnym pokoju, "poczekalni", westybulu. Zostaje
zabrany do dużego pomieszczenia, jasno oświetlonego. Jest chłodno, czasem panuje
jakiś odór. Sufit i ściany są półokrągłe, najczęściej białe. Podłoga wydaje się
ciemna, czy czarna. Wzdłuż ścian ciągną się urządzenia przypominające
komputery. Sala ma kilka poziomów, balkony i alkowy. Żadne z urządzeń ani
pomieszczeń nie przypomina niczego, co znamy. Brak mebli, są krzesła, stół na
jednej nodze, który może przyjmować różne pozycje, przechylać się w różne strony
podczas badania. Panuje sterylna atmosfera jak w szpitalu, jakby
mechanistyczna.
Zazwyczaj widzą więcej istot, a te są bardzo zajęte,
wykonują różne czynności: monitorują urządzenia i zajmują się porwanym. Wyglądają
różnie: są wysokie, jakby przejrzyste, czy nie całkowicie materialne. Widuje
się reptilianów, wykonują mechaniczne czynności. Są nordycy, nawet ludzie,
używani do czynności pomocniczych. Aktywne są grays, małe humanoidalne szaraki,
około czterech stóp.. Mają duże głowy jak gruszki wybrzuszone z tyłu, długie
ramiona ztrzema lub czterema długimi palcami, wąski korpus, cienkie nogi.
Bezwłose, bez uszu, szczątkowe nozdrza, wąska szczelina na usta, którą rzadko
otwierają. Najbardziej wyraziste są czarne oczy, duże, skośne, zaokrąglone od
strony nosa, szpiczaste od brzegu głowy. Nie ma białka ani źrenic. Czasem widać
oko wewnątrz oka, może są to gogle. Oczy mają wielką siłę, człowiek nie chce w
nie patrzeć, unika, czuje przerażnie, utratę woli, tożsamości.
Lider jest wyższy, ma nawet pięć stóp, twarz jak szaraki.
Wydaje się starszy, miewa zmarszczki. Kieruje procedurami. Ludzie traktują go
ambiwalentnie.
Używają psychicznych znieczuleń. Instrumenty wysyłają
energię lub wibracje i człowiek nieco się uspokaja. Jest mniej przerażony
czekającym go bólem lub czuje się zrelaksowany. Często jednak terror,
przerażenie, ból, wściekłość są tak silne, że znieczulające instrumenty nie
mogą zmniejszyć doznań i emocji.
Człowieka rozbierają. Nagiego lub w koszulinie, kładą na stole. Tam się
odbywa większość procedur. Ludzie widują kilku innych poddawanych badaniom.
Nawet wielu. Studiowanie wydaje się bez końca, szaraki się wpatrują, ich
wielkie oczy, niemal dotykają człowieka. Człowiek czuje, że dokładnie znają
zawartość jego umysłu i przejmują nad nim kontrolę.
Pobierają próbki skóry, włosów i próbki organów z wnętrza
ciała. Używają różnych instrumentów, opisywanych dość dokładnie. Penetrują
wszystko: zatoki, nos, oczy, uszy, inne części głowy, ramiona nogi, stopy,
podbrzusze, genitalia, rzadziej klatkę piersiową. Intensywnie chirurgicznie
penetrują czaszkę, ludzie uważają, że zmieniają ich system nerwowy. Najczęstszą
i najwyraźniej najważniejszą procedurą jest badanie systemu rozrodczego.
Instrumenty penetrują podbrzusze, pobierają spermę i jajeczka lub je zamrażają.
Ludzie po wszystkim zgłaszają się do lekarza, pokazują
ślady, cięcia zadrapania, wkłucia, ale przecież trudno udowodnić, że są
pozostałością po badaniu na statku kosmicznym.
Kilkadziesiąt lat temu badano implanty, wszczepione ludziom.
Stwierdzono, że zawierają jakieś włókna i węgiel. Od tamtego czasu nauka
postąpiła do przodu i włókna nazywamy nanorurkami. Przez dziesiątki lat
implanty badał dr Roger Leir, poświęcając swą karierę naukową, uznając ważność
celu. Kiedyś może skonstruujemy urządzenie, noszone przez szaraki i służące do
wpływania na umysł i komunikacji telepatycznej i zrozumiemym czemu mają takie
wielkie oczy.
Tematowi implantów i dokonaniom doktora Rogera Leira będzie
poświęcona dzisiejsza (12 listopada 2017 roku) dyskusja w Radiu Paranormalium.
Warto posłuchać, zachęcam.
Na podstawie: "Abduction - a
critical reader" by John E. Mack, M.D., professor of psychiatry at the
Cambridge Hospital, Harvard Medical School.
Kosmicznie ciekawy tekst wybitnej znawczyni tematyki ufologicznej. Jakby kto pytał, siedzieliśmy obok przy stole prezydialnym w trakcie I Ogólnopolskiego Zjazdu Ufologicznego w Krakowie w końcu dwudziestego wieku i wiem co piszę. Jestem cały czas pod wielkim wrażeniem Autorki i Jej fantastycznych tekstów. Niech mnie UFO porwie, jeżeli bujam w obłokach nie z tej Ziemi /
OdpowiedzUsuńLeszku, mam czasopismo z materiałami ze Zjazdu, piękne, twórcze dni. Zajrzyj na moją stronkę na fb, zamieściłam tam materiał, który dostałam od pana Marcina Stachurskiego. On poszukuje różnych czasopism. Czy może masz coś w swojej szafie. Napisz, proszę na wiadomości fb, zadałam ci tam pytanie. Będę wdzięczna za odpowiedź.
OdpowiedzUsuńOdbiór tego tematu przez społeczeństwo jest, mniej więcej taki, jak komentarz słuchaczki, umieszczony pod zapisem YouTube'owym. debaty ufologicznej "radia paranormalium" - " Jeżeli chodzi o wczorajszą debatę to muszę powiedzieć że ciężko mi się jej słuchało.Chyba najgorsza do tej pory.Myślę że po części temat nudny a po części debatującym zabrakło werwy energii zapału i optymizmu.Takie flaki w oleju.(...). Mam nadzieję że to tylko jesienna chandra i już niebawem wróci dawny optymizm.Pozdrawiam."
OdpowiedzUsuńZatem potrzeba optymizmu w spojrzeniu na ten temat .Hmm. Ja go nie widze. Trochę szkoda że ,nie brała Pani udziału w tej dyskusji .Dopóki wzięcia , implantowania ,abdukcje dzieją się gdzieś tam za oceanem ,dopóty jest to coś nierealnego coś tak fantastycznego jak ksiązki Lema . Jeśli natomiast powie się że, coś takiego wystapiło w Polsce np. w Szamotułach czy gdziekolwiek nie raz i nie dwa to, inaczej się na to patrzy i takiego głosu trochę brakuje .Czekam na Pani kolejne telefony w trakcie debat .
Nie śmiem oceniać dyskusji, jako że panowie dyskutanci to wybitni eksperci o dużej wiedzy, ale temat był zbyt wąski i - jak pan trafnie zauważył - pozbawiony elementu niesamowitości i fantastyczności poprzez przeniesienie na swojskie terytorium. Kiedy jakaś pani Krysia ze sklepu mówi o implancie w nosie, podnosimy z ironią kącik ust, a jeśli o swoim przypadku opowiada ktoś na konferencji zorganizowanej przez M.I.T - to fascynuje i wydaje się przekonujące. Mam taki materiał i myślę, że napiszę o nim na blogu, tym bardziej, że jednym ze speakerów był mój znajomy Tom Banson i również Jenny Randles, którą znam z Londynu, więc zapoznawszy się z ich opracowaniami, mogę ręczyć za rzetelność. Dziękuję za zachętę do komentowania, interesuję się wieloma tematami, więc pewnie będę chciała się podzielić przemyśleniami. A więc, do usłyszenia i dziękuję za wpis, miło mi będzie przeczytać następne.
OdpowiedzUsuń