Ufologowie debatują, wiele osób stawia pytania, czy Obcy w ogóle istnieją. Nauka przecież tego nie stwierdza, brak jakiegokolwiek twardego i namacalnego dowodu. "To sprawa wiedzy, a nie wiary" odpowiadałam na pytanie: "Czy pani wierzy w UFO?". Okazuje się, że obeszło się bez dowodów.
Idę do kina, do multipleksu, jak to się teraz mówi. Na
parterze, po obu stronach ruchomych schodów, które wiozą mnie w górę, stoją
automaty do rozrywki. Spoglądam na nie z góry, oddalam się, gonią mnie łomoty i
wrzaski.
Przy automatach siedzą chłopcy. Trzymając dłonie na joystikach,
kierują ludzikami, żołnierzami w mundurach moro, pędzących na wozach bojowych.
Pocisk, trafienie, wróg, taki sam człowiek, pada na plecy martwy, wrzask
radości.
Na głowach chłopców kaski, na oczach gogle. Gałki oczne
przesuwają się w bok, za nimi podąża wirtualny świat, który się otwiera:
poruszają się sześciany przestrzeni, wyrastają budynki miast. Pejzaż
pozaziemski: inna planeta. Biegną żołnierze, strzały, wrzask, trafiony, radość.
Zwycięzca z Ziemi stoi, patrząc z triumfem na pole bitwy zasłane rozwalonymi
fragmentami robotów. Z triumfem podnosi świetlny miecz i zatacza nim okrąg:
bierze tę planetę w posiadanie. Nagle trafia go zabójczy pocisk, krew zalewa
piersi, odpada głowa, kask stuka o kamienie. Chłopiec z całym spokojem naciska
punkt na ekranie i włącza sobie kolejne życie.
Kiedy dorośnie, będzie już wytrenowanym żołnierzem i rakieta
wyniesie go na satelitę, wraz z oddziałem. Siedząc obok kolegów na ławce w
oczekiwaniu na lądowanie, otrzyma rozkaz utrzymania satelity za wszelką cenę.
Każdy z żołnierzy ją zna. Ma tylko jedno życie. Nie jest to jednak problem nie
do rozwiązania.
Kolega dotyka ramienia siedzącego przy automacie, ten się
obraca całym ciałem, potem w drugą stronę, nie widzi osoby, która go dotknęła. Nie
domyślił się, że powinien zdjąć kask. W jego rzeczywistości nie ma osoby, która
go trąca. A może jest? Ucieka, kryje się za załomem budynku. Wytropić,
anihilować.
Kolega strąca mu kask. Chłopiec otwiera szeroko oczy ze
zdziwienia, potem wykrzywia usta w pogardzie. Toczy wokoło wzrokiem: dziwny,
nieciekawy świat. Odpycha kolegę ręką. Nie ma mu nic do powiedzenia. Nakłada z
powrotem kask, i trzask, łup, anihilacjaaa! Kolega wzrusza ramionami, odchodzi
obojętnie. Już się nie będą spotykać. Chyba że na Messengerze.
Dzieci siedzą przed telewizorem, trzymając w ręku smartfony
lub tablety z włączonymi grami. Spoglądają na ekran, czasami śledząc przygody.
Mają podzielną uwagę, choć jeszcze im nie wszczepiono implantów.
Film dla dzieci. Główna postać, kilkuletnie dziecko, może
trzyletnie, ma na sobie coś w rodzaju skafandra kosmicznego, który zdeformował jego
kształty, czyniąc z niego pseudoistotę, przypominającą poduchę. Nie możemy
odgadnąć, czy w ogóle są ludzka jest jej forma, płeć nieznana, może nieważna. Na
głowie nosi jakby hełm z antenką. Towarzyszy mu dorosły człowiek, najwyraźniej
ludzki, który wykonuje jego polecenia. Zajmuje się jakby badaniami przyrody na
Ziemi. W trakcie zadania kontaktuje się z nim szef, który wzbudza postrach,
jego rozkazy trzeba bezwzględnie wykonywać. Dziecko mówi: "transformacja",
twarz dorosłego pojawia się na ekranie podręcznego urządzenia. Człowiek pełni
podrzędną rolę, wykonuje zadania, rozkazy i stara się zadowolić obie strony i
zabawić dziecko.
Potem zaczyna się wyświetlać film, na który dzieci patrzyły
przez sekundę w zdziwieniu, potem odwróciły wzrok, by zająć się grami na
tabletach i smartfonach. Nie interesuje ich film dla chłopców w wieku Bolka i
Lolka, którzy żyją w całkowicie nieznanym świecie. Tego świata nie ma. Chłopcy
na filmie mają masę czasu i biegają po rozległej przestrzeni, nazywanej
podwórkiem. Na środku tego sześcianu pomiędzy budynkami stoi metalowa
konstrukcja z rurek: dwie są zamontowane w stosunku do siebie równolegle, dwie
ograniczają je po obu stronach i stoją pionowo. Konstrukcja nazywa się trzepak.
Nikt nie wie dlaczego. Znaleziono stare zdjęcie w formie niecyfrowej,
przedstawiające dziewczynkę zawieszoną na kolanach na poziomej rurce, głową w
dół. Nikt nie umiał wyjaśnić, co oznaczała ta dziwna, bardzo niebezpieczna i
bolesna figura.
Nareszcie włącza się kolejny film i dzieci sprzed
telewizorów unoszą głowy, by śledzić przygody. Olbrzymi robot woła do chłopca
Kodi, szuka swej płytki, patrzy poprzez ekrany. Ktoś pyta: "Kto jest do
dezintegracji?". Chłopiec ucieka przez las, goni go lecący pojazd z dwiema
obracającymi się tarczami. Widzi się kogoś, jeśli skrzyżują się na nim linie
współrzędnych. To ciekawy, zrozumiały i bliski wyobraźni ośmiolatków świat
techniki przyszłości. Kiedy dorosną, stworzą go realnie, gdyż ten, na którym są
puste przestrzenie podwórek, a dzieci biegają i krzyczą, śmiejąc się bez
powodu, jest dla nich obcy, nieciekawy i niezrozumiały.
Kilkadziesiąt lat temu postacie mówiących robotów i laserowe
miecze fascynowały obecne pokolenie dorosłych, podczas gdy ich dzieci, bez
smartfonów w kieszeni biegały wesoło po podwórku.
Jaki więc będzie świat realny współczesnych dzieci, gdy
dorosną? Może zaprzyjaźnią się z towarzyszącym im wciąż robotem i będą chciały
być im równe inteligencją, toteż powiedzą: "Wymieńmy się modułami" i
wyjmą z jego głowy przedmiot wielkości paznokcia, który przykleją sobie na czole
pomiędzy oczami, ów moduł, biologiczno - postelektroniczny natychmiast połączy
się z systemem nerwowym człowieka, zwiększając możliwości percepcyjne.
Teraz dorośli, podobnie jak kiedyś, gdy tworzyli filmy o
robotach, przygotowują świat dla przyszłych pokoleń. Do 2025 roku będą rozwijać systemy psychomedyczne w
celu mechanizacji ludzkiego mózgu. Nastąpi to poprzez wszczepianie implantów.
Temat ten poruszałam na blogu, pisząc o UFO. Czyżby inżynierowie czerpali
inspirację z raportów porwanych przez Obcych, czy może mają jakiś kanał
kontaktowy z przybyszami? To trudne do uwierzenia, przecież nauka nie
udowodniła, że Obcy istnieją. Widzimy w grach i podczas oglądania filmów 3D
hełmy, kaski i specjalne okulary. Te rozrywkowe przedsięwzięcia nie są dla
naszej przyjemności. Nie wiedząc, jesteśmy testowani, a co więcej,
przyzwyczajani do takiej technologii. Za kilka, kilkanaście lat zostaną
wypuszczone na rynek przedmioty do nakładania na głowę. Posłużą do kierowania
mózgiem. Och, jestem pewna, że ludzie chętnie będą je nosić. W razie potrzeby
stworzy się modę. Mogą się stać dowodem i oznaką prestiżu. Idąc do multipleksu,
usłyszymy małolaty mówiące do siebie: "Stary, ty bez opaski?" I
pogardliwe wzruszenie ramion.
Używanie dwukierunkowego interfejsu mózg-komputer dla sczytywania i
wgrywania informacji do mózgu stanie się powszechne jak GPS. Nie wyjdziemy z
domu w obawie, że ominie nas pozyskiwanie danych z naszego komputera. Jak
zawsze takie wyprzedzające badania i wdrażanie technologii prowadzi wojsko. Czy
ktoś pamięta, że najpierw kserokopiarki i skanery były używane w wojsku,
stanowiąc wielką tajemnicę. Pamiętam jakiegoś szpiega, który pierwszy przyniósł
do Polski wiadomość o istnieniu takich urządzeń. Używał ich, kopiując materiały
w jakimś tajnym biurze, do którego wdarł się w nocy. Nie pamiętam jego nazwiska
ani też daty, tylko własne oszołomienie wysokim poziomem techniki i magicznym
urządzeniem, o którym usłyszałam po raz pierwszy w życiu. Wkrótce żołnierze
będą podczas szkolenia otrzymywać wszczepy do mózgu. Biologiczny komputer
wielkości paznokcia być może zostanie wsunięty przez nozdrza, jak to czynią
Obcy podczas badania porwanych Ziemian.
Tylko że to nie jest fantastyka naukowa ani wirtualna
rzeczywistość. Obcy pewnie nie istnieją, brak dowodu. Spoglądam na film dla
dzieci. Rozradowania drużyna wraca z walk w kosmosie. Niech zapamiętają, jaka
to świetna zabawa i radość prowadzić wojnę w kosmosie. Lądują, szkoła
zbombardowana. Pojawia się gigantyczny napis na niebie: "Aliens are
here". Dowód naukowy nie będzie potrzebny.
*Aliens are here". Dowód naukowy nie będzie potrzebny*. !!!
OdpowiedzUsuńWkładamy tę prawdę do podświadomości dzieci, spotkanie z Obcymi będzie zwyczajne.
OdpowiedzUsuń