piątek, 15 grudnia 2017

Gdy wyjdziemy z klatki



Klatką jest nasz system wiedzy, prawa nauki, na których się opieramy, usiłując interpretować zjawisko UFO. Nie tylko mnie niepokoi to ograniczenie. Zaczęłam oceniać przydatność tych praw, zapoznawszy się z opinią znanego ufologa, światowej klasy. To Allen Hynek.

Hynek od 1949 roku był naukowym konsultantem lotnictwa USA, szczególnie aktywnym przy tworzeniu Projektu Sign, następnie Projektu Grudge, a wreszcie Projektu Blue Book, pomagając zebrać dowody, wykazujące, że UFO istnieje, bądź też go nie ma. Jego praca na stanowisku konsultanta trwała dwadzieścia lat. Zajmując się tematem, doszedł do przekonania, że środowisko naukowe powinno podjąć rzetelne badania tego fenomenu. W roku 1966 w swym liście do "Science Magazine" odrzucił większość błędnych opinii na ten temat.
Zanegował przekonanie, że obiekty są widywane tylko przez osoby jakoś psychicznie zaburzone, świrów i oględnie mówiąc "entuzjastów". Udowodnił wręcz coś przeciwnego. Wykazał, że UFO widują osoby bardzo inteligentne, które wcale się tym nie interesowały. Obserwacja stanowiła dla nich szokujące doświadczenie.
Osoby zwariowane na punkcie tego zjawiska niemal nigdy nie składały raportów, a kiedy już to zrobiły, w treści ich wykazywano z łatwością bezsensowne rozbieżności.
Zbił również twierdzenie, że UFO nie jest widywane przez osoby o naukowym sposobie myślenia. "Wręcz przeciwnie - dowodził Hynek - niektóre raporty podali ludzie o umiejętności naukowego dowodzenia. Jednakże takich raportów jest niewiele. W dodatku te osoby na ogół unikają popularności i zakazują podawania nazwisk".
Hynek odrzucił również przekonanie, że żaden obiekt nie został schwytany przez radary lub urządzenia do śledzenia meteorów lub satelitów. W istocie rzeczy takie urządzenia wykazywały dziwne rzeczy, które wymykały się identyfikacji i z tego choćby powodu nie można potraktować zjawiska wzruszeniem ramion.
W wydanej w roku 1972 roku jego najbardziej znaczącej książce "The  UFO Experience: A Scientific Inquiry" Hynek zawarł stworzony przez siebie termin bliskie spotkania, następnie spopularyzowany przez film Stevena Spielberg  "Bliskie spotkania trzeciego stopnia". Dokonał również klasyfikacji raportów, rozróżniając na widywane z większej odległości i z bliska.
Obiekty oglądane z dużej odległości Hynek podzielił na nocne światła, dzienne dyski, z zastrzeżeniem, że najczęściej ich kształt jest owalny, toteż dysk stanowi uogólnienie. Kolejna kategoria to radar i obserwacja, co oznacza, że obiekt został schwytany przez radary i widziany przez ludzi.
Obserwacje dokonywane z niewielkiej odległości zostały również przez niego podzielone na trzy kategorie, a mianowicie:
a. bliskie spotkania pierwszego stopnia. Obiekt oczywiście widzimy z bliska, ale nie ma żadnego wpływu na środowisko, pomijając jednakże wrażenia i odczucia ludzi, a więc ich stres, szok, przerażenie, cierpienie.
b. bliskie spotkania drugiego stopnia są podobne do poprzednich, ale tu widać wpływ na środowisko, na zwierzęta, rośliny czy rzeczy nieożywione. Rośliny bywają pogniecione czy skruszone, spalone, zwęglone, gałęzie połamane, zwierzęta uciekają w przerażeniu, często tak oszalałe, że ulegają pokaleczeniu. Urządzenia mechaniczne i elektryczne, jak samochody, reflektory, aparaty radiowe milkną. Kiedy obiekt odlatuje, urządzenia samoczynnie się włączają.
c. bliskie spotkania trzeciego stopnia, widzimy ufonautów wewnątrz statku lub obok niego. Istnieje jednak różnica pomiędzy tą kategorią a przypadkami bliskiego kontaktu.
A przecież od czego się zaczęło zainteresowanie zjawiskiem? Od książki Adamskiego z 1953 roku "Flying Saucers Have Landed", i następnej "Inside the Space Ships", wydanej w roku 1956. George Adamski przypisał sobie tytuł profesora. Zrobił niesamowitą karierę, zaczynając jako podręczny w kawiarence liczącej cztery stoliki. Jego książki wzbudziły ogromne zainteresowanie. Teraz nie traktujemy ich jako sprawozdania kontaktowca, lecz jako powieści sf. Jego fotografia transportera od statku-matki, niosącego Wenusjan, przypomina urządzenie do wylęgania kurcząt, wzięte z katalogu. W latach pięćdziesiątych wydano jeszcze kilka książek: "Doktora" Daniela Fry "White Sands Incident" w 1954, Trumana Bethuruma "Aboard a Flying Saucer", 1954, Orfeo Angelucciego "Secret of the Saucers", 1955, Howarda  Mengera "From Outer Space to You", 1959. W każdej autorzy przyznawali się do kontaktu z ufonautami.
Fry dowiedział się od ufonautów, że są ocalałymi po wielkiej wojnie pomiędzy Atlantydą a Lemurią. Skontaktowali się z nim, a nie z kimś z władz, aby nie zniszczyć równowagi ego ziemskiej cywilizacji, co nastąpiłoby. gdyby ujawnili swoją tożsamość.
Bethurum miał szczęście spotkać na statku panią kapitan nieziemskiej urody. Angelucci był mechanikiem samolotowym, w książce ujawnił ostrzeżenie od kosmicznych braci, że Ziemia zagraża ewolucji życia.
Hynek potraktował te książki jako raporty kontaktowców, ale je odrzucił jako niewiarygodne. I teraz dochodzimy do najważniejszego stwierdzenia. Zwrócił uwagę na to, że naukowcy XX wieku zostaną zastąpieni pokoleniem uczonych wieku XXI, a ci kolei z XXX stulecia i o tym nie należy zapominać. Ich wiedza na temat kosmosu może obrać całkiem inny kierunek. "Cierpimy na pewnego rodzaju prowincjonalizm, coś jakby arogancję, która tak irytuje naszych następców".
W naszej epoce panuje zasada ujmowania wszelkich spraw w kategorie naukowe. Używa się naukowej terminologii we wszystkich chyba dziedzinach codziennego życia: od podawania składu, jedzenia, przepraszam substancji pokarmowych, do objaśniania, jak używać szczoteczki do zębów.
I tak zostaną potraktowane nasze dzieła i dowody poparte nauką. Powiedzą kiedyś: "W XXI wieku używano do wyjaśnienia zjawiska teorii psychologicznych na gruncie obowiązującej wówczas pracy Freuda, a przecież wiemy, że ona nie istnieje, gdyż każdy osobnik (!) posiada indywidualną linię energetyczną skomunikowaną i  zsynchronizowana z  nanoantykwantami na poziomie ogólnym".
I czyżby to była…? Tylko inna terminologia? Jak zawsze.

4 komentarze:

  1. Trochę wiedzy, nieco fikcji...ale przecież uzasadnionej

    OdpowiedzUsuń
  2. Z kontaktowcami ,tu z Adamskim, sprawa jest nieco bardziej skomplikowana niz białe - czarne . Zwykle w takich przypadkach daje się zaobserwować, z perspektywy czasu, pewien ciąg zdarzeń, Jest spotkanie ,kontakt duzo szumu medialnego ,przekaz od Obcych typu chrońcie Ziemię i , i koniec kontaktu media próbują podtrzymać temat a kontaktowiec im sprostać i zaczynają się konfabulacje. Wychodzą one zwykle na wierzch i z całego kontaktu i przekazu otrzymujemy paczkę z napisem w czerwonym kolorze - "uwaga mistyfikacja".
    Jest to taka sama droga jaką przechodzą psychotronicy , próbują występów estradowych choć scena nie jest dobrym środowiskiem do manifestacji zdolności psychokinetycznym, a gdy coś nie wychodzi podpierają się sztuczkami iluzjonistycznymi które wnet są wykrywane a osoba ośmieszona . Przekaz - psychokineza,lewitacja nie istnieje. Dlatego nie ocenialbym tak krytycznie Adamskiego gdyby wczytać się w historię Umitów ,hiszpańską historię spotkań ,to jest tam jeden wątek łączący ją z wczesnym Adamskim .
    Natomiast jeśli chodzi o Hyneka, jego wyjasnienie zjawiska UFO jako samozapalającego się gazu bagiennego przeszło do annałów wyjaśnień obserwacji ,był doktorem astrofizyki i jego zadaniem w programie bluebook było wyjaśnianie obserwacji UFO jako obserwacji Wenus, Jowisza ,meteorów czy bolidów .Dopiero gdy zorientował się że jest pomijany w badaniu prypadków bliższych spotkań zaczął się zastanawiać o co tak naprawdę chodzi , i po zakończeniu tego projektu napisał votum separatum od wniosku wypływającego z raportów w nich zawartych ,więc takiej aureoli bym mu nie zakładał.
    Nasze ogólne pojmowanie fizyki staneło w czasach Izaaka Newtona ,mało kto wie że elektron uwidacznia się wówczas gdy chce tego obserwator a to już fizyka kwantowa i chyba niedaleko jej do możliwości stwarzania wibhuti przez uduchowionych ,wiedza dogania "magię" .

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie tak, sto procent racji, ale kiedy wyjdziemy z tej klatki.

    OdpowiedzUsuń