Oto kolejny fragment mojej powieści "Królowa Salwatora". Akcja toczy się na przepięknej Biskupiej Górce, gdzie mieszkają ludzie, troszczący się o tę dzielnicę. Miała niezwykłą przeszłość.
- Pani wie, co tu było?
- Na terenie, na którym postawiono szkołę?
Elwira przytaknęła głową, odwracając kartę. Na całej stronie przyklejono fotografie, stykające się brzegami. Pokazywały nagrobki z nazwiskami, grobowce z kratami jako drzwi, czarne marmury, kosztowne groby rodzinne, dowodzące wysokiego statusu, jaki mieli za życia i po śmierci. Niemieckie nazwiska, daty narodzin, daty śmierci dowodziły pochodzenia i wyznania.
Bibliotekarka obróciła kartę. Na całą stronę przyklejono kartkę z maszynopisu. "Był tu śliczny cmentarz. Zarządca cmentarza mieszkał na Salwatorze, w oddzielnym domku z ogrodem. Dom pogrzebowy był niżej. Wydeptano ścieżki, szło się między pomnikami, schodziło się tamtędy w dół. Te pomniki były aż do Raduni. Część pomników porozbijano. Był tam dość duży plac. Jako dzieci, chodziliśmy na niego grać w piłkę. Wszędzie się walało bardzo dużo kości, nikt ich nie zbierał. Jak natrafiło się na nią nogą, to się odrzucało na bok i sprawa załatwiona."
Elwira obróciła kartkę. Zdjęcia pokazywały nagrobki powojenne.
- Proszę popatrzeć, wyrzeźbione litery utraciły gotyckie zawijasy, choć nazwiska dowodziły niemieckiego pochodzenia zmarłych. - Głos brzmiał głucho, jakby przebijał się przez zwały ziemi. - Pozostali w Gdańsku po zakończeniu wojny.
Połowę strony zajmowała wąska kartka maszynopisu: "Z powodu ograniczonego miejsca w otoczonym fortyfikacjami Gdańsku rozpoczęto zamykanie oraz likwidację przepełnionych cmentarzy przykościelnych. Zakładano nekropolie poza wałami, również u podnóża Biskupiej Góry. Teren pomiędzy dzisiejszymi ulicami Na Stoku, Salwator, a Kanałem Raduni był częścią cmentarza kościoła św. Zbawiciela na Zaroślaku. Założono go zaraz po zarazie w 1634 roku. Północna część została udostępniona parafii św. Jana i na mapach występuje pod nazwą St. Johannis Kirchhof. Chowano także parafian z kościołów św. Katarzyny, Najświętszej Marii Panny, a nawet kaplicy św. Anny. Grzebania zmarłych zaprzestano dopiero w 1946 roku". (...)
- Cmentarz zamknięto, to znaczy, nie kopano już grobów - powiedziała bibliotekarka, spoglądając sponad okularów.
W jej wzroku coś się czaiło, usiłowała to ukryć, zepchnąć w zapomnienie, czy nawet w pustą przestrzeń, gdzie byłoby tak niewidoczne, że nieistniejące.
Obróciła następną kartę. Stary traktor, typu Zetor spychał na stos przewrócone nagrobki. Leżały jeden na drugim, wiele z nich popękało. Wszędzie walały się kawałki płyt. Robotnicy pracowali na dniówkę, bardzo się spieszyli. Na następnej stronie ze zdjęciami, zaczepiwszy nagrobne płyty hakami, ciągnęli je, co sprawiało wrażenie, że po ziemi wloką człowieka za głowę. Kolejne strony pokazywały pusty już prostokąt placu, rowki po grabiach na miękkiej ziemi i płaskie ślady po łopacie, którą uklepywano nierówności.
- Wie pani, co potem nastąpiło? - Głos jej brzmiał ochryple, zduszony przerażeniem.
- Masz to na zdjęciach?
Elwira odwróciła kartkę. Następna była wydarta i przeznaczona na zniszczenie, aby nikt tych zdjęć nie oglądał. Zrobiono głębokie wykopy pod fundamenty. Na brzegu leżały poukładane ludzkie czaszki, obok w rowie szare kości rzucono na dno. Z łopat robotników sypała się na nie czarna ziemia.
- Wszystko robili jednocześnie, spieszyli się - rzekła Elwira - trzeba było zbudować szkołę. Partia się niecierpliwiła.
Petra potrząsnęła przecząco głową. - Nie tylko to powodowało tak haniebne zachowania.
- Trafne określenie.
- Te szczątki pozostały po Niemcach. Nikt wtedy nie myślał o szacunku dla zmarłych wrogów. - Zamilkła, niepewna, czy bibliotekarka dostrzegała proces zmian etycznych. Nie istniała idea uznająca wrogów za ludzi. Minęły dziesiątki lat, zanim żołnierze spotykali się jak człowiek z człowiekiem, i napisano te pamiętne słowa: "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie". Dziwiono się wtedy i oburzano, pytając: "Co oni mają nam przebaczyć?".
Jeszcze więcej czasu minęło, zanim w Gdańsku powstał Cmentarz Nieistniejących Cmentarzy. Umieszczono tam nagrobki, przetransportowane ze starych nekropolii, bez różnicowania narodowości i wiary i podczas święta Zmarłych gdańszczanie przychodzą, by stać w milczeniu, a księża różnych wyznań odmawiają modlitwę w swoich językach.
Elwira opierała się obiema rękami o biurko i już nie obracała kart.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz