Teraz panuje spokój na Biskupiej Górce, ale kiedyś! Jakież to zdarzały się zbrodnie i wypadki! Mimo ich niesamowitości, wcale do nich nie tęsknimy. Ale gdzie właściwie miały miejsce? Na tych samych ulicach, po których teraz chodzimy, depcząc być może ślady krwi, która zblakła na ziemi, ale nie w naszej pamięci. Trzeba przeprowadzić kryminalne dochodzenie, by stwierdzić: "To tu!"
Dziennikarski spacer poprzez stare gazety przeprowadził Ryszard Kopittke i opisał
te straszne zbrodnie, a ja korzystam z jego pracy, licząc na to, że zachęcę do
sięgnięcia po jego dzieło. Wiele się działo w latach dwudziestych i
trzydziestych. Modną formą rozwiązywania problemów (w pewnych sferach
społecznych) stała się bójka na noże.
To „Gazeta Gdańska” ujawniła, że w pewnym lokalu (knajpie?)
przy ul. Grenadiergasse wybuchła powstała między gośćmi bójka. Zdemolowano
lokal, powybijano szyby. Krewki napastnik dostał nożem pod żebro. Wpadła
policja i szybko uspokoiła wrzące namiętności przy użyciu gumowych pałek. Dwóch
awanturników zakuto w kajdanki i zawleczono do aresztu. Gdzie była ta knajpka?
Bo jak pisze Ryszard Kopittke, jedyny wyszynk przy (obecnej) ulicy Na Stoku
znajdował się w budynku z numerem 25. Hm, warto się przespacerować i zobaczyć,
jak tam teraz jest. Zachęcam.
Grenadiergasse ma złą sławę. Czteroletnia siostrzyczka
zeszła na jezdnię ze swoim dwuletnim braciszkiem. Potrącił go samochód.
Rodzeństwo Kwidzińskich mieszkało przy tej właśnie ulicy pod trzydziestym. Z
tym nazwiskiem zetknęłam się, robiąc research do mojej powieści o Biskupiej
Górce, którą właśnie piszę. Marta S. zwłoki której wyłowiono z Raduni również
pochodziła z tej ulicy. Dlaczego się utopiła, może samobójstwo, może
zawiedziona miłość albo też zwykły wypadek, co nie jest pociągające dla
literatury.
Równie pechowa była ulica Bischofsberg, gdzie pod numerem 24
mieszkał dziewięcioletni Paweł Steinke, potrącony przez samochód. Możemy
zlokalizować te fakty, gdyż nie było wtedy ochrony danych osobowych.
Pewien wypadek był trochę podobny do współczesnego wydarzenia.
Przy ulicy Bischofshohe, koło góry biskupiej, tuż przed wysokim nasypem,
zaparkowano samochód. Dwaj panowie i kierowca udali się do lokalu na obiad. W
tym czasie dzieciaki z ulicy zwolniły hamulec, samochód ruszył, nabrał pędu i
roztrzaskał się o budynek. Chłopaki zdążyły zwiać. Kierowca, czyli jak wtedy
mówiono: szofer, został wywalony z roboty.
Opowiadano mi wczoraj podczas zebrania Stowarzyszenia
Biskupia Górka, że stał spalony samochód. Niektórzy mijali go, gapiąc się i nie
myśląc, dzieciaki skakały po nim, usiłując zwolnić spalony ręczny hamulec i
zjechać, jednak historia się nie powtórzyła. Odpowiedzialna osoba
zatelefonowała po Straż Miejską, ta przyjechała w mig, i po zabawie.
Stroma jest Biskupia. Jak to trafnie ujęła Rita Jankowska,
tu się zjeżdża zawsze w dół. Jest tak stromo, że na letnich oponach nie
podjedziesz. I to się nawet śni. Ktoś miał sen, że zjeżdża bokiem, w poprzek
ulicy. Kto potrafi?
P. S. Okazuje się, że wcale nie jest cacy, krew wrze nadal, choć jeszcze nie płynie. Zdemolowana klatka przy Grenadiergasse 7, ach, kto to opisze?
Fot. Wojtek Ostrowski. Na zdjęciu stary strych i jakby ślady krwi rozmazane na kominie
po przedwczorajszym powrocie sąsiada z więzienia i demolce klatki przy Grenadiergasse 7 okazuje się historia lubi się powtarzać :)
OdpowiedzUsuńm.
Okazuje się, że muszę zmienić początek postu. Scena do powieści, opiszemy?
UsuńNiezwykle ciekawy, oryginalny tekst,szlakiem kronik prasowych i opowiadań, soczyste jak krwi posocze, dochodzenie kryminalne. Polecam.
OdpowiedzUsuńDodałam tylko trochę poloru literackiego do zwykłej bójki na noże.
OdpowiedzUsuń