niedziela, 30 października 2022

Odpadziochy

 Albo uszkodzony zdybek - tak nazywano dzieci oddane po urodzeniu do specjalnego zakładu, jak napisałam w opowiadaniu "Najpiękniejszy dzień na śmierć", zamieszczonym w tomie "Plan".

Dwoje takich dzieci, dziewczynka i chłopiec, przedostało się przez mur na łąkę. Dziewczynka umiała mówić tylko Gaga, a chłopiec Jac. Upadli na trawę, po raz pierwszy w życiu poczuli zapach kwiatów. W zakładzie nie poddawano ich żadnej terapii, choć tak zapewniano rodziców.

Na łące obudziły się ich zmysły, dotąd zamknięte, gdyż dzieci tylko leżały i czasami dostawały coś do jedzenia. W zakładzie zawyły syreny, dwóch strażników z bronią wyszło, by szukać uciekinierów. Na łąkę przyszedł również chłopiec z dziewczyną, mieszkający w osiedlu. Ich rodzice również oddali ich rodzeństwo zaraz po urodzeniu, gdyż ich mózgi nie funkcjonowały, jak ich zapewniano. Miały się rozwinąć dzięki terapii, ale rodzice nigdy się nie interesowali, co się stało z ich dziećmi.

Gaga i Jac biegli dalej, wchłaniali kolory, wrażeń przybywało. Jadący drogą wóz z zabawkami podwiózł ich kawałek. W sklepiku na stacji benzynowej oszołomiły ich zapachy cukierków. 




 Wtedy podjechał wóz z antyterrorystami, mężczyźni z bronią rozbiegli się tyralierą. Dzieci biegły ścieżką w górę. Wtedy zbudziła się świadomość chłopca. "Jestem" - powiedział. Padł strzał. "I ja jestem" - szepnęła dziewczynka. Jej ciało upadło obok chłopca. 

 

niedziela, 23 października 2022

Wyraźne nazwisko

 To oczywiście Bruno Zwarra. Dwie głoski r oraz dźwięczne w i z nadają temu nazwisku tonację.Ale nie z tego powodu je słychać. Jest chwałą dzielnicy Biskupia Górka. Właśnie trwa rewitalizacja tej dzielnicy. Mam nadzieję, że zachowa swój charakter, gdyż kocham w niej wszystko: kompozycję, okna, drzwi, bruki. Chciałabym, aby się zachowały. Na pewno nadal pozostanie Bruno Zwarra - w pamięci, muralach, tablicach i w mojej powieści "Królowa Salwatora".

 

Miała górę roboty. Elwira stała przed biurkiem zawalonym książkami. Leżały tam również mapy Gdańska i wiele fotografii Brunona Zwarry. Z przygnębieniem i niepokojem wodziła wzrokiem po poszczególnych egzemplarzach, usiłując obliczyć, ile czasu zajmie pobieżne choćby ich przeglądanie, a musiała poznać szczegóły, wynotować wydarzenia, które zaciekawią gości zaproszonych na uroczystość poświęconą pisarzowi.

Westchnęła i spojrzała na piętrzące się stosy książek. Skojarzyła je z górą piachu, przekopywała się przez nią dziecięcą łopatką. Pisała szczegółowy scenariusz uroczystości, rozdzielała role, a do każdej należało wyszukać cytaty z książek pana Brunona.


Spojrzała na ścianę. Już dawno zawiesiła na niej za szkłem portret pisarza, starszego mężczyzny o dość pociągłej twarzy. Pod ramką widniał napis: "Brunon Zwarra, gdański pisarz. Mieszkał na Biskupiej Górce".  Zasłużył na to, by go szanować i uczcić. Doskonałą okazją jest święto dzielnicy. Pisał o niej, o swoim mieszkaniu i o sąsiadach, Polakach i Niemcach. Poznał wielu dobrych, porządnych i uczciwych. Brakowało mu do setki kilku lat. Oby dożył do rocznicy stulecia niepodległości.

Jakże czułaby się zaszczycona, gdyby mógł zasiąść w fotelu, przyjmować życzenia i kwiaty, podpisywać książki, spoglądać na zawieszone na stelażach fotografie, ilustrujące wydarzenia i opisane miejsca, słuchać fragmentów, które będą czytać dzieci przychodzące do biblioteki. Ta część przygotowywanej uroczystości zajęła masę czasu: poprawiała dykcję. Uparła się, że nie będą czytać przez mikrofon. Takie popisy recytatorskie są w szkole po to, by nauczyły się mówić, oddychać z przepony, posyłać głos na salę. Cierpliwie poprawiała czytających i nie przepuszczała żadnego błędu.


Potarła ręką czoło, aby sobie przypomnieć, w którym tomie "Wspomnień gdańskiego bówki", znajdzie potrzebne sceny. Widziała w pamięci całe akapity, lecz nie zapamiętała numeru strony. Westchnęła, czekało ją przeglądanie rozdział za rozdziałem. Już wyciągała rękę, by sięgnąć książkę ze stosu na biurku. Ułożyła je tematycznie, dodając dzieła na temat miasta, jego zabytków i historii. Wystawały z nich tekturki zakładek. Sama je tam wkładała, zaznaczając ciekawe wiadomości.

niedziela, 16 października 2022

Porządkowanie czasu

 Wydawnictwo Odesfa - Odmienne Stany Fantastyki przygotowuje do druku tom moich opowiadań. Pani redaktor naczelna wyraziła życzenie, bym przejrzała ich tytuły i sprawdziła, czy wszystkie są prawidłowe i ustawione we właściwej kolejności. 

W tomie znajdą się opowiadania nowe, które napisałam specjalnie do tej publikacji oraz kilka już opublikowanych. Należało sprawdzić, gdzie i kiedy, bo czas mijał nierównym tempem.  By to sprawdzić sięgnęłam po książki, leżące na stosie obok komputera. 

Oto niewinna błękitna okładka "Rocznika Fantastycznego 2020". Wydawcą i redaktorem naczelnym jest Bartek Biedrzycki, który przysłał mi egzemplarze, czego się nie spodziewałam.
Dlaczego zamieściłam fotografię dziecka z nożem w ręku? Na stronie 3 tej publikacji pan redaktor zamieścił następującą wypowiedź:"Jestem bardzo dumny ze wszystkich opowiadań i artykułów w tym zbiorze. Powstały specjalnie do niego, ze wspomnianym wyjątkiem. Jest nim "Nadejście Fortynbrasa" Emmy Popik, tekst przejmujący, pochodzący ze świetnego zbioru "Tylko Ziemia". Tekst, który mimo ponad trzech dekad na karku nie zestarzał się ani trochę i wśród współczesnych polskich opowiadań powinien znaleźć łatwo nowych, oddanych czytelników. Bardzo się cieszę, że mam okazję go przedrukowywać, bo wspomniany zbiór znaczy dla mnie bardzo wiele."

Dziecko z nożem to szokujące, wypada więc choć trochę wyjaśnić, czego dotyczy. Jest dokładnie związany z opowiadaniem "Nadejście Fortynbrasa", ujawnia jego sens i tłumaczy wymowę.

Dlaczego wspominam o tym opowiadaniu w związku z tomem przygotowywanym do druku? Czy przetrwa lat trzydzieści w pamięci Czytelników i nic go nie zabije, a wprost przeciwnie: ataki tylko go wzmocnią i będą konieczne, by przeżyć. Czy będę mogła to sprawdzić?



niedziela, 9 października 2022

"Mistrz" na czterdziestolecie

 Nasz wspaniały miesięcznik "Fantastyka" ma właśnie czterdzieści lat. Pierwszy numer ukazał się w roku 1982.  Po pewnym czasie z powodu przemian czasopismo zmieniło tytuł na "Nowa Fantastyka", ale zostało uratowane. Prowadził je wtedy Maciek Parowski, który bardzo dużo zrobił dla tego gatunku literatury i dla autorów uprawiających ten gatunek. Moje opowiadanie "Mistrz" ukazało się w roku 1983. No i się zaczęło.

Miał dziesięć lat i był genialny.

Tak zaczyna się opowiadanie. Kim jest mistrz? Czyżby to był chłopczyk? Ma na sobie lekką płócienną koszulkę do kolan. Jest delikatny i kruchy. Postawiono go przed tronem, który jest wysoki i zrobiony ze złota. Siedzi na nim władca. Nie może się nawet unieść, by spojrzeć na chłopca. Jego stopy są unieruchomione w magnetycznych sandałach. Odziewa go ciężka szata, a twarz pokrywa gruba warstwa szminek. Jest mu ciężko i źle.

Chłopiec ma wyjawić władcy prawdę. Władca jednak nie zadaje pytań, myśli tylko o tym, kiedy dostanie swoją porcję pożywienia, którego dają mu zawsze za mało. Strażnicy zbyt szybko zakręcają kranik. Nie obchodzi go prawda, lecz tkanina koszuli Mistrza - jest przewiewna, a on się dusi w rytualnych szatach.

Chłopczyk patrzy odważnie, władca się boi, gdyż i on - jak każdy przed nim - zostanie wraz z tronem popchnięty na taras bez poręczy. Kiedy to się wydarzy? Czy dzisiaj?

Za tronem władcy kryje się uczony - jest nagi. Dlaczego? Może by pokazać, że nie ma nic do ukrycia? Zobaczył czystą skórę dziecka i nagle odczuł wstyd. Jak wygląda jego skóra, dlaczego i kim właściwie jest?

Za twierdzą kłębią się tłumy, kiedy coś spadnie z krawędzi tarasu, odzywa się odrażające mlaskanie. Kto zostanie zrzucony tego dnia. I jaka jest ta prawda? Może taka, że Mistrz wciąż stoi przed tronem. 


niedziela, 2 października 2022

Trzy po trzy

 Gadałam sobie z moją znajomą, która kiedyś była polonistką. Powinnam powiedzieć, że rozmawiałam z byłą nauczycielką  języka polskiego. Powiedziała mi, czy raczej wyznała w tajemnicy, jakie obecnie są zasady na pisemnych maturach. 
Prace sprawdza komisja.  Nie ma żadnego kontaktu z uczniami, którzy napisali prace. Dla sprawdzających są to tylko kartki z zapisanymi na nich słowami.

Dlaczego tak jest? Bo to przecież bardzo surowe wymagania. Powiedzmy, restrykcje, gdyż obecnie w modzie jest używaniu obcego słownictwa, oczywiście angielskiego.

Chodzi o zapewnienie jak największej uczciwości. Nie może być tak jak kiedyś: nauczyciel chodził wzdłuż ławek, siedzący przy nich uczniowie pisali prace maturalne, oczywiście rozprawki. Czynili to po raz pierwszy w życiu, i ostatni. Nigdy już nie zostaną zmuszeni do pisemnego rozprawiania o czymkolwiek, i to zgodnie z surowymi regułami. Nauczyciel przechadzał się, by kontrolować, czy piszący nie korzystają ze ściągawek, które położyli sobie na udzie; teraz byłaby to komórka. Nauczyciel od niechcenia opierał rękę na brzegu ławki. Wtedy ściągawki, oczywiście, o ile takie mieli, błyskawicznie zostawały zakryte brzegiem sukienki. Nauczyciel zerkał na tekst, niby to obojętnie, z góry,  z boku, z ukosa, w rzeczywistości robił coś nadzwyczaj ważnego, wręcz ratował uczniowskie życie: pokazywał palcem przecinek. Jeżeli był, należało go usunąć, jeżeli miejsce pomiędzy słowami było puste, a nauczyciel postukiwał palcem, należało przecinek wstawić. 

Przecinek? Otwieracie szeroko oczy z zdziwienia, czemu jest taki ważny? Od tego problemu, zagadnienia, tematu zaczął się ten wpis. Jeżeli w pracy maturalnej brakuje trzech przecinków lub są postawione w niewłaściwych miejscach, oblałeś, nie zdałeś matury z polskiego. Masz rok na nauczenie się interpunkcji. Czy te przecinki są takie ważne. To sprawa życia? Po co one technikowi? Czy nie może naprawić silnika bez znajomości miejsca przecinka w zdaniu? Jest takie zabawne powiedzenie, które to ilustruje: słychać śpiew i rżenie koni. Stawiamy przecinek, czy nie? Przerób sobie to zdanie na coś o tematyce technicznej, bo się zupełnie na tym nie znam. Pamiętam, że na biologii wkuwałam zasadę budowy pantofelka. Czy kiedyś to wam się przydało?