Zbudzono mnie w środku nocy, z trudnością podniosłam powieki. Była godzina 2.56 GMT. Patrzę na ekran telewiora: z drabinki schodzi człowiek w kosmicznym skafandrze. Czyni to powoli, krok za krokiem. Mimo senności niesamowite napięcie: co się stanie, zejdzie, postawi nogę na Księżycu, i co wtedy się wydarzy? Ostatni krok, pierwszy krok człowieka i całej ludzkości. Jest poniedziałek 21 lipca 1969 roku.
Od ostatniego lotu na księżyc Apollo 17 w roku 1972 nigdy
dotychczas stopa człowieka nie odbiła się obok odcisku buta Armstronga. Czy
dlatego, że jeden wielki kraj nie musi się ścigać z imperium z drugiej strony
globu? Może ludzie chodzą z głową opuszczoną, widząc tylko okrąg naszego globu?
Są jeszcze inne teorie.
Wiatr nie rozwiał tych śladów, bo tam nie wieje. Widziałam
model kapsuły, słynnego "Orła" w British Museum, rozmiarem
przekraczała nieco kabinę prysznicową. Właz był kwadratowy, trzeba było się
pochylać, by dosięgnąć nogą drabinki, z głową uwięzioną w olbrzymim kasku,
połączonym z ramionami.
Dziwiłam się, trudno mi było uwierzyć, że to dotknęło
powierzchni Księżyca, niosąc dwie osoby. Po kilku dziesiątkach lat powstały
wątpliwości i dowody, mające rzekomo świadczyć o mistyfikacji: całej misji
rzekomo wcale nie było. I lunonauci nie powrócili do tego modułu po 21 godz. i 36
minutach. Nie wiem, co zrobić z wynikami laboratorium w Szwajcarii, badało
folię aluminiową, którą przywieziono, wychwyciła elektrycznie naładowane
cząstki, będące składnikami wiatru słonecznego, który do nas nie dociera, odkryto
obecność cząstek wielu gazów szlachetnych o dużych masach. Jednakże sześć
procent Amerykanów te fakty nie przekonują.
Mnie ciekawi brak kontynuowania programu. Istnieje bowiem
jeszcze jedna teoria spiskowa. Wiemy, że Apollo 11 przez pewien czas był niewidoczny
z Ziemi i nie było z nim kontaktu. Mówi się, że po tamtej stronie Księżyca,
która jest zawsze dla nas niewidoczna odkrył bazy kosmitów, wielkie lotniska do
startu ich rakiet, drogi i zabudowania. Otrzymano wtedy również zakaz:
"Nigdy więcej tego nie róbcie, bo pożałujecie". Pozwolili na kilka
misji, by Ziemianie nie stracili honoru.
Ale przecież kiedyś Księżyc był kiedyś bardzo blisko Ziemi,
o czym wiedział Italo Calvino i opisał to w swojej książce "Opowieści
kosmikomiczne", i miał tę wiedzę przed lądowaniem człowieka na Księżycu,
gdyż książka została wydania w roku 1968. "Mieliśmy ją zawsze tuż nad
sobą, tę Lunę, nieprawdopodobnie ogromną - a w czas pełni - noce były wtedy
jasne jak w dzień (…). W czasie nowiu toczyła się po niebie na kształt czarnego
parasola pędzonego wiatrem, a w pierwszej kwadrze sunęła z rogami tak nisko
opuszczonymi, jakby lada chwila miała zaczepić o jakieś wzniesienie i pozostać
tam zakotwiczona. (…) Czyśmy nie próbowali się tam dostać? No jakże, pewnie.
Wystarczyło podpłynąć łodzią pod sam Księżyc, postawić drabinę i wdrapać się po
niej".
Bardzo się cieszę. Pytania postawione przez Autorkę w felietonie, są także moimi pytaniami. Wspomnienie o pierwszym lądowaniu, także jest moim wspomnieniem. Refleksje - tak, one właśnie takie się pojawiają. Nie chcę oceniać, ale kolejny to tekst Emmy Popik, który z radością spełnionego czytelnika spełnia moje oczekiwania. Czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńJak myślisz, czy oni tam są? Ostatnio coraz więcej się mówi o kontaktach, kolejne pokolenie sie tym fascynuje. Co ukrywa, bo w naszych czasach był to kamuflaż dla ukrycia samolotów nowej generacji, które teraz są wzyczajne. Czy szykuje się nowy skok technologiczny i czy jest on sterowany przez tamtych? A poza tym książka Italo Calvino należy do moich ulubionych.
OdpowiedzUsuń