środa, 22 listopada 2017

Wymyśl to i narysuj



Porwania dzieci wciąż wywołują u mnie ogromne emocje, a przecież tylko o nich czytam. A jak się czują ci, którym to się zdarzyło naprawdę? Przeżycie było tak silne i rozdzierające psychikę, że nie mogą się z tym pogodzić i dojść ze sobą do ładu. Minęły dziesiątki lat, a oni wciąż widzą prerażające sceny i nie mogą niczego zrozumieć. Porwania zachodzą nie  tylko w USA. Tam uznano, że są godne badań naukowych, przeprowadzanych przez lekarzy psychiatrów z kilkudziesięcioletnią praktyką oraz specjalistów z wielu dziedzin.

Takie zdarzenie miało miejsce również w moim mieście, niedaleko mojego domu. Był rok 1970, ale dopiero teraz dostałam list: "Szanowna Pani Emmo, postaram się jak najbardziej wiernie opisać to, co zapamiętałem".
Chłopiec spał w swojej sypialni na pierwszym piętrze, oddalonej od reszty mieszkania. Pamięta swoje łóżeczko ze szczebelkami. W środku nocy obudziło go cykanie, jakby przed zapaleniem piecyka gazowego "Junkers". Nie ustawało, nagle nastąpił potwornie jasny rozbłysk światła. Pojawił się okrąg światła, który go  pochłonął. Znalazł się w przestrzeni, otoczonej światłem. Pojawiły się dwie sylwetki, bardzo chude, jakby wykonane z jakiegoś kabla. Głowy miały nieproporcjonalnie ogromne i naprawdę ohydne, wyglądały jak nadmuchane worki, bezkształtne, ściśnięte u wylotu. Najbardziej go przeraziły ich oczy, czarne i ogromne. Nie było widać źrenic, ale wzrok przeszywał. Mieli w rękach rurki ze światełkami na końcu, chyba podłączone do urządzenia. Wepchnęli je dziecku do ust i do pępka, co bardzo bolało. Bardzo się bał i płakał. Szary starał się go uspokoić i pocieszyć. Potem pamięć się urywa, znalazł się z powrotem w pokoju. Płakał tak strasznie, że ojciec usłyszał i przyszedł. Pozostał ogromny lęk przed zostaniem w ciemnym pokoju, zawsze musiała się palić nocna lampka. Silny lęk przed pozostaniem w nocy w pustym ciemnym pokoju nie ustąpił mimo upływu dziesiatków lat. Przez wiele lat rysował  te potwory,  mówiąc że to są kościotrupy których się bardzo boi. Nie było to bynajmniej ostatnie spotkanie.
Straszne wydarzenia zapisały się w jego pamięci na zawsze. Zetknęłam się również z relacją dorosłej osoby. Pamiętała spotkania, które się jej zdarzały od jej piątych urodzin. "Nie miałam żadnych tak zwanych snów ani wizji, wszystko przeżyłam w stanie świadomości". Opowiada, co dokładnie pamięta.  Jako dziecko wciąż się gdzieś "gubiła". Nikt nie mógł jej odnaleźć przez kilka godzin mimo wielokrotnego przeszukiwania calego domu. Niespodziewanie "odnajdywała się" w miejscu, które kilkakrotnie przeszukiwano.
Powiedzmy, że miała na imię Mary. Kiedy miała pięć lat, jechała z ojcem samochodem. Było późne lipcowe popołudnie, ale jeszcze przed zachodem słońca. Było gorąco. Ojciec skierował się na wąską i pustą drogę skrótu, który znał. Nagle silnik samochodu zgasł. To był nowy samochód Plymouth, niczego mu nie brakowało. Ojciec jednak nie mógł go uruchomić, wysiadł, by podnieść maskę samochodu. Mary krzyczała, by nie wysiadał. Otworzył drzwiczki i przeszedł na przód samochodu. Dziewczynka nagle poczuła przeraźliwe zimno. Miała wrażenie, jakby ktoś wypompował gorące powietrze i wtrysnął mroźne, a stało się to w mgnieniu oka, jakby za naciśnięciem guzika. Zaczęła krzyczeć: "Tato, wróć". Ojciec zatrzasnął maskę samochod i od strony siedzenia kierowcy podszedł do okna, które było otwarte i powiedział: "Wszystko OK". Wsiadł do samochodu i starał się uspokoić płaczącą córeczkę. Nie wie, czego się tak strasznie bała. Niczego przecież nie widziała. Nagle silnik zaczął samoistnie pracować, ojciec nie dotknął kluczyka w stacyjce. Kiedy przyjechali na miejsce, dom był zamknięty, okna ciemne, była noc. Na drzwiach wisiała przypięta kartka. Napisał ją kolega, z którym miał się spotkać: "Nie mogłem dłużej czekać". Ojciec spojrzał na zegarek i wykrzyknął: "Co się stało z czasem?" Była już blisko dziesiąta wieczór. Od miejsca, gdzie się zatrzymali było nie więcej niż pół godziny. Ojciec odkrył małe ranki na jej nodze i blisko oka. Przez całe swoje życie miała wiele spotkań jako dziecko i jako
Przez całe swoje życie miała wiele spotkań jako dziecko i potem jako
dorosła osoba.
Wydawało się, że Obcy wyselekcjonowali ją do swoich celów. Nigdy nie mogła ich odgadnąć, podobnie jak ów mężczyzna, który zechciał się ze mną podzielić swoim przeżyciem. Kobieta widywała tajemnicze obiekty na niebie.
Pewnego dnia skręcała właśnie w prawo, w kierunku swej farmy. Była blisko. Nie miała pojęcia, co się zaraz wydarzy. Pojawiło się  światło, oślepiająco ostre, raziło w oczy. Widziała również niebieskie światła po lewej i po prawej stronie statku.  Znajdowało się od niej w odległości pięciu mil. Kiedy dojechała na miejsce, brakowało jej 45 minut, czas zniknął. Co  nią robili w tym czasie?
Dwa tygodnie później, 2 stycznia zdarzyło się coś niezwykłego, dziwacznego i wręcz zabawnego. Wracała właśnie swoim pickupem z biznesowego obiadu. Jej samochód był wypełniony świątecznymi prezentami, zapakowanymi w piękne pudełka. Znajdowały się w nich  głównie różnego rodzaju ciasta, wypieki i słodycze. Zobaczyła nagle przez przednią szybę trzy ostre światła. Wiedziała, czego może się spodziewać. Zaczęła wrzeszczeć: "Nie! Nie! Nie róbcie tego znowu!". Mrugnęła, a kiedy ponownie podniosła powieki, znajdowała się osiem mil dalej po przeciwnej stronie farmy. Ogarnęło ją straszne uczucie paniki. W samochodzie panował nieprzyjemny odór, prezenty zostały rozrzucone po podłodze. Ktoś pozdejmował opakowania z pudełek i nieudolnie zawinął je z powrotem. Na ręku pojawiła się trójkątna, krwawiąca rana.
W USA prowadzono badania na całymi rodzinami, prześladowanymi przez Obcych. Pojawiło się pojęcie o wielopokoleniowości. Być może uda się nam tu przybliżyć do pewnej konkluzji, będącej czymś w rodzaju wyjaśnienia.
Pewnego dnia tę kobietę odwiedzili jej krewni. Zajęta rozmową z bliskimi, nie zwracała uwagi na swoją wnuczkę, Sally, która miała niespełna pięć lat. Dziewczynka była pochylona nad rysunkiem, a kiedy skończyła podniosła go, mówiąc: "Popatrz, babciu". Spojrzała: "Nie chcę tego opisywać", pomyślała. Wiedziała, na co patrzy. "A więc, co narysowałaś, Sally?" "Przecież wiesz, babciu", odpowiedziała dziewczynka.
Na środku kartki widniał trójkąt, skierowany w dół. Po obu jego stronach dziewczynka narysowała po jednej twarzy, w środku czerwony wir, a u dołu zielone światło. Wyjaśniła, że to kosmiczny statek. Zielone światło się pojawiło, gdy drzwi były otwarte i mogła wejść do wewnątrz. Ponad statkiem dziewczynka narysowała wiele kresek czerwonych, niebieskich i zielonych, wyjaśniając, że się obracają i statek jest w ruchu. Po lewej stronie znajdowały się kreski i dziewczynka wyjaśniła, że jest to tunel, przez który jej przyjaciel ją zabiera gdzieś daleko,  Narysowała również niebieską postać, wyjaśniając, że jest to jej "przyjaciel", który jest szary, ale nie ma takiej kredki. Ramiona i nogi pozostawiła w zarysie bez koloru, gdyż były bardzo chude. Sally bierze czarną kredkę i pokrywa czarnym kolorem białą kartkę. Rysuje pudełko. Będzie mogła się w nim ukryć. Ma również klucz, nikt nie otworzy pudełka. Czyni to po to, by tajemniczy "przyjaciel" nie zabrał jej ze sobą. Nie chce się z nim "bawić" ani też nigdzie z nim iść.
Kolejne wydarzenia jeszcze bardziej ją przeraziły, gdyż siadała na brzegu łóżka Sally, by jej powiedzieć dobranoc, a dziewczynka opowiadała o swoim przyjacielu w szarym kolorze i z dużymi czarnymi oczami. Rzekomy ów przyjaciel cały czas bawił się z dzieckiem i co wieczór przychodzi, by życzyć dobrej nocy.
Kiedyś Sally narysowała mur na kartce papieru, którego nikt nie może przejść. Kryła się również w szafie, przerażona, że nikt nie może udzielić pomocy. Wie, że za drzwiami jest niebieskie światło. W ataku desperacji i przerażenia zdziera odzież z wieszaków i upycha od wewnętrznej strony drzwi. Robi to w szalonym pośpiechu, by światło jej nie dotknęło. Jeśli jej nie dosięgnie, będzie uratowana.
Dzieci oprócz "wyobrażonych" przyjaciół miewają inne osoby, z którymi się kontaktują. Pewien chłopiec mówił, że ma anioła, który go strzeże. Uważał wówczas, że jest to rezultat jego katolickich wierzeń, ale kiedy dorósł, odrzucił to przekonanie. Dziewczynka opowiadała, że jako dziecko miała wyobrażonego psa, który zabierał ją do miejsc, gdzie dzieciom nie wolno się udawać. Pies był szary.
Wszystkie te relacje są podane z punktu widzenia dziecka, które używa takich słów jak zabawa, piesek, przyjaciel. Dowodzą one, że wydarzenia zaszły w rzeczywistości. Dzieci opowiedziały, co zapisało się w ich pamięci. Dopiero jednakże regresja hipnotyczna wydobywa z nich prawdę o miejscu, do którego zabierał je ów "przyjaciel" w szarym kolorze i na czym polegały "zabawy". Pewne fakty zapisały się w następujący sposób w głębokich warstwach pamięci pewnej dziewczynki.
Opowiadała o ludziach, którzy mieszkają wysoko w niebie i zabierali ją do domu, który znajduje się tam wysoko. Będzie miała tam dzieci i one zostaną zabrane gdzieś w inne miejsce. Pamiętała również, że kiedy miała dziewięć lat, Obcy objaśniali działanie jej systemu rozrodczego. Podczas jednego z porwań pokazali jej w domu w niebie jej siostrę, która wyglądała dokładnie tak jak ona. Była klonem.
Podczas regresji hipnotycznej opisywała, że posadzono ją w pokoju urodzeń, mieszczącym się na statku kosmicznym, i pokazano hybrydowe dzieci. Kazano jej przytulić jedno z nich i zaśpiewać kołysankę. Dziecko miało trzy miesiące. Mówiono jej również o kosmicznym macierzyństwie. Takich relacji jest bardzo wiele. Czyżby te wszystkie dzieci musiały pełnić tę funkcję? Na tym polegała "zabawa"?
Te wyjaśnienia łączą się z relacjami dorosłych, którzy opowiadają, że pobierano im materiał rozrodczy. Wiele wskazuje na to, że Obcy przeprowadzają pewien projekt. Należy się zastanowić, czy jego celem jest wprowadzenie zmian w genetyce człowieka. Istoty hybrydowe mają jednak poważne braki w wyglądzie zewnętrznym, są słabe, jakby niezdolne do życia. Ich psychika jest szczątkowa. Czy gdzieś dojrzeją, czy ich istnienie ratuje kosmiczne narody?


Obecnie rodzice mieliby poważne trudności w oddzieleniu prawdy w relacjach swoich dzieci. Ich rysunki nie byłyby żadnym dowodem, gdyż w literaturze dziecięcej i w filmach pojawiają się nagminnie postacie dzieci kosmitów, noszących różowe skafandry i hełmy. Latają na kosmicznych spodkach i dokonują teleportacji. Nasza świadomość i kultura zaakceptowała ich istnienie na poziomie dzieci. Dorośli wciąż szukają naukowego dowodu.

11 komentarzy:

  1. Niesamowite przypadki uprowadzeń dzieci przez obcych :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy więc to rezultaty dziecięcej fantazji, czy raczej nasze dzieci są używane do strasznego programu Obcych.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uważam, że dziecięca fantazja istnieje, ale i istnieją autentyczne uprowadzenia przez obcych.Należy kierować się pewnymi wyznacznikami przy odróżnianiu jednego od drugich.Mocną poszlaką opowiadająca się za prawdziwością jest na pewno trauma, która pozostaje - jej nie da się tak łatwo udawać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również znaki fizyczne na skórze, a także podobieństwo szczegółów relacji, mimo że te osoby się nie znały.

      Usuń
    2. Można jeszcze dodać czynniki, które potrafią występować takie jak ślady krwi na poduszce, utracony czas, niezgadzający się czas, zatrucia chemiczne, objawy popromienne i blizny które powstają jednej nocy.

      Usuń
    3. Bardzo dziękuję za uzupełnienie, właśnie w jednym z opisywanych przypadków matka ostrzegała córkę, by nie dotykała nosa. Wkładają do zatok nosowych implanty, a także przeprowadzają badania.

      Usuń
  4. niestety, awatar, ciało oobe, czy tzw. dusza kwantowa pozwala na to, na szczęście nie jest to ciałko dziecka, na nieszczęście jednak ona to wie ... to coś jak ufo, albo ktoś z ziemi udający ufoludka, niestety pedofil, oni sprawdzają charakter i morale dzieci ... to chore, ale są takie pokrai

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Interesująca hipoteza, będę pisała tekst o demonach, więc może znajdziemy wspólny wątek.

      Usuń
  5. Niezwykle ciekawy tekst, nareszcie bez komercyjnych udziwnień. Emmo, jesteś nieziemska. Mam nadzieję, że nie pogniewasz się, iż w komentarzu dodam przypadek ze Szczecina(fragment), który badał mój SKB UFO* Internol*:
    Zdarzyło się to niemalże w centrum Szczecina. W środę, 23 kwietnia 1986 roku, małżonkowie G. postanowili uciąć sobie drzemkę. Mieszkali sami, w jednym pokoju. Leżeli osobno, na tapczanach. I właśnie około godziny dwudziestej, a może trochę wcześniej, w ich domu zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Tak niezwykłe, że już po pewnym czasie, gdy opowiadali o tym, co ich spotkało, przeżywali to tak, jakby cień nieznanego zjawiska dotknął ich przed chwilą. Telewizor był włączony. Cz. G. obudziła się i odruchowo spojrzała na ekran. Obraz zaczął skakać, stał się czarny. I nagle... Mówi Cz. G.: – Nie pamiętam ich oczu, tylko kształt twarzy. Wiem, że wpatrywali się we mnie. To były dwie jednakowe istoty w ciemnostalowych ubiorach. W mojej pamięci ich rysopis rozmywa się jak we mgle: zarys głowy, nóg, tułowia. W pierwszej chwili wystraszyłam się bardzo i krzyknęłam panicznie do męża: kogoś ty wpuścił! On się obudził i odpowiedział, że nikogo nie wpuszczał do mieszkania. Wtedy, nie wiem jak to się stało, jedna z tych istot znalazła się obok niego. M. G.: – Byłem zdziwiony, że żona krzyczy. Podniosłem głowę i zobaczyłem te dwie stojące postacie. Jedna obok drugiej. Gdy tylko powiedziałem, że nikogo nie wpuściłem, ktoś obok mnie usiadł. Czy to coś było materialne? Nie wiem. Ta istota była trójwymiarowa, jak człowiek. No może dokładniej – to było jak cień. Nie czułem drgnięcia tapczanu, ani żadnego ciepła. Tylko głowa zaczęła mi drętwieć. Nie słyszałem głosu, a słyszałem, że to coś mówi do mnie. Potrzebna im była ziemska kobieta. Cz. G.: – Czułam ucisk w głowie. I była jeszcze rozmowa bez słów. Pamiętam, powiedzieli, że nie są z Ziemi. Może inaczej, ale sens był ten. Słyszałam: zmieni się Kalendarz i Czas. To pamiętam doskonale. Słyszałam: potrzebna jest kobieta ziemska do reprodukcji ludzi. Zgodziłam się, wiem to, powiedziałam: tak. Wówczas gdzieś we mnie zabrzmiało dziwne słowo: Jozajtis. – Dlaczego powiedziała pani: tak? Czy była możliwość powiedzenia: nie? Cz. G.: – A skąd ja mam wiedzieć? Nie wiem, nie wiem! Tajemnicze istoty nagle znikły. Małżeństwo G. nie pamięta w jaki sposób. Po prostu jak cień niknie, gdy światło gaśnie. Cz. G.: – Nie, żadnego niepokoju, lęku nie czułam. Wręcz przeciwnie, byłam zadowolona, nawet szczęśliwa. Zaczęłam się ubierać. M. G.: – Pytam żonę, dokąd idzie. Odpowiada, że czekają na nią. Założyła kurtkę, a do torebki schowała karton papierosów. Wtedy powiedziałem: – Sama nie pójdziesz, ja idę z tobą. Kurtkę z szafy wyjmuję i wychodzimy. Wówczas zauważyli, że za oknem ląduje jakaś bryła, kula czerwonego światła wysyłająca promienie niezwykłe. Zagrzmiało. Wyszli przed dom. M. G.: – Staliśmy przed domem i ja już nie do żony, lecz do tej kuli krzyczałem, żeby zabierali nas razem, bo żony samej nie puszczę. Małżonkowie G. twierdzą, że M. G. został uderzony w pierś potężnym snopem światła. Nogi się pod nim ugięły, słabość go wielka ogarnęła i upadł na ziemię. Wrócili oboje do mieszkania. On oszołomiony. M. G.: – Usiadłem na krześle, zaraz przy oknie, odsłoniłem firankę i wygrażałem im i wymyślałem od najgorszych, że po co tu do nas akurat przylecieli, czy nie mieli gdzie, tylko do nas. I znowu poczułem mocne uderzenie. Upadłem.

    Mówią, że przez całe wspólne życie nie wyznali sobie tyle miłości co wtedy. To pamiętają dobrze. M. G. jest marynarzem, pływa w dalekie rejsy i zawsze mieli mało czasu dla siebie. Światło uniosło się wyżej, ale nadal wisiało nad ziemią. Wtedy z M. G. stało się coś dziwnego. To coś kazało mu wyjść z domu i zobaczyć z bliska świetliste zjawisko. Wybiegł na ulicę.(...).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leszku, dziękuję za relację. Ciekawa jestem, czy ta kobieta dołączyła do "kosmicznego macierzyństwa".

      Usuń
  6. Emmo, nie, ale był to niezwykle interesujący przypadek, opisałem część tylko zdarzenia, ze względów technicznych i na dodatek to tylko* zajawka * w ramach komentarza do Twojego świetnego tekstu. Pa

    OdpowiedzUsuń