Cichy dzień. Nie poruszają się liście na drzewach i krzewach. Powietrze stoi nieruchome, gapi się tylko szeroko otwartymi oczami.
Miejskie zwierzątka pochowały się w trawach, których nie zdążyli skosić.Kasztany patrzą z góry na jezdnię, mierząc odległość. Za rogiem czekają słodkie
morwy, żeby wcelować się w trawę, dziś
nawet nie spadły mirabelki. Jeden z ostatnich dni lata, wielka cisza.
Jeszcze kilka dni i kasztany zaczną spadać na jezdnię,
zakrywając oczy dłońmi. Mirabelki pomyślą, "A, co tam, na ziemi czy na
trawie, co za różnica". Mirabelki zaczną się sypać, ludzie będą po nich
deptać, nikt ich nie zbiera.
Wiatr na wieży siedzi ze skrzyżowanymi nogami, wkładając
palce w usta, by się uczyć gwizdać, świstać i zawodzić. Jeszcze nie pora, czeka,
by wysunąć przez kraty swe chude nogi.
Na północy wiedźma wiatru kręci pracowicie młynkami. Kręci
po kolei młynkami wiatru, wichru i huraganu. Zbiera je w sakiewki, które wrzuci
do wora. I z nim na plecach poleci, by stanąć na chmurze w rozkroku i wysypywać
po kolei z każdej sakiewki, chichocząc przy tym z radości.
Jej wnuk siedzi przy komputerze. ma aplikację programowania
pogody. Dużo opowiada o wyższości techniki nad pracą rąk.
Lubi lać wodę. Co ostatnio widać.
Genialny tekst, Emmo.Poezja w prozie. Pozdrawiam z zachwytem.L.
OdpowiedzUsuńLeszku,bo ty się znasz na literaturze, dziękuję i podziwiam.
OdpowiedzUsuń