niedziela, 10 września 2017

Lanie wody





Cichy dzień. Nie poruszają się liście na drzewach i krzewach. Powietrze stoi nieruchome, gapi się tylko szeroko otwartymi oczami. 

Miejskie zwierzątka pochowały się w trawach, których nie zdążyli skosić.Kasztany patrzą z góry na jezdnię, mierząc odległość. Za rogiem czekają słodkie morwy,  żeby wcelować się w trawę, dziś nawet nie spadły mirabelki. Jeden z ostatnich dni lata, wielka cisza.
Jeszcze kilka dni i kasztany zaczną spadać na jezdnię, zakrywając oczy dłońmi. Mirabelki pomyślą, "A, co tam, na ziemi czy na trawie, co za różnica". Mirabelki zaczną się sypać, ludzie będą po nich deptać, nikt ich nie zbiera.
Wiatr na wieży siedzi ze skrzyżowanymi nogami, wkładając palce w usta, by się uczyć gwizdać, świstać i zawodzić. Jeszcze nie pora, czeka, by wysunąć przez kraty swe chude nogi.
Na północy wiedźma wiatru kręci pracowicie młynkami. Kręci po kolei młynkami wiatru, wichru i huraganu. Zbiera je w sakiewki, które wrzuci do wora. I z nim na plecach poleci, by stanąć na chmurze w rozkroku i wysypywać po kolei z każdej sakiewki, chichocząc przy tym z radości.
Jej wnuk siedzi przy komputerze. ma aplikację programowania pogody. Dużo opowiada o wyższości techniki nad pracą rąk.
Lubi lać wodę. Co ostatnio widać.

2 komentarze:

  1. Genialny tekst, Emmo.Poezja w prozie. Pozdrawiam z zachwytem.L.

    OdpowiedzUsuń
  2. Leszku,bo ty się znasz na literaturze, dziękuję i podziwiam.

    OdpowiedzUsuń